niedziela, 26 maja 2013

Nine players

                Wysiadłyśmy z pociągu, a ja zaczęłam się rozglądać po peronie. Nie mogłam nigdzie dojrzeć rodziciela. Zamiast niego podszedł do nas ktoś, kogo najmniej się tu spodziewałam. Odwróciłam się do Ady z przerażonym wzrokiem.
- Cześć dziewczyny – usłyszałam znajomy głos obok.
- Cześć – odpowiedziałam szatynowi, unikając spojrzenia na jego kolegę.
- Jestem Adrianna. Mówcie mi Ada.
Brunetka uścisnęła dłoń siatkarzom, poznając ich imiona. Zastanawiałam się, czy olsztyński atakujący przypadł jej do gustu. Po jej uśmiechu i wypytywaniu go o podstawowe informacje, stwierdziłam, że tak. Szatyn zabrał jej walizkę i ruszyli do przodu.
Chwyciłam rączkę swojego bagażu, czując po chwili dłoń bruneta. Podniosłam w końcu na niego wzrok.
- Pomogę ci – powiedział.
Nie miałam ochoty się z nim szarpać, więc odpuściłam, powoli idąc za dwójką z przodu.
- Jak podróż? – zapytał Piotr, przerywając milczenie.
- Dobrze. Daleko do hotelu? -  trzymałam się neutralnych tematów.
- Nie, ani nie dziesięć minut. Co na uczelni? – wypytywał uparcie.
- Chyba w porządku. Nie musisz udawać, że cię to interesuje.
- Nic nie udaję. Rozmawiam z tobą, bo mam ochotę – odparł.
Zamilkłam, nie wiedząc, do czego zmierza ta rozmowa. Pewnie przekabacił mojego ojca, żeby mógł tu przyjść zamiast niego. Nawet towarzystwo dla mojej przyjaciółki załatwił.
- Marta, nie ignoruj mnie. Przepraszam cię za tamto kłamstwo. Co mogę zrobić, żebyś mi wybaczyła?
- Nic. Trzeba było myśleć wcześniej – mruknęłam.
Próbował złapać mnie za rękę, ale przyśpieszyłam gwałtownie.
- Tamte dwa tygodnie to było coś fantastycznego. Przyjechałaś i zaczarowałaś wszystko w koło.
Zatrzymał mnie ręką za ramię.
- Tak zaczarowałam, aż zapomniałeś o swojej dziewczynie. Gdybyś mi powiedział, że kogoś masz… Zupełnie inaczej by to wyglądało.
- Nie byłabyś wtedy dla mnie taka. Nie chciałabyś, żebym cię uczył się całować. Nie zbliżyłabyś się.
Nie odwróciłam się do niego. Stał za mną z głową pochyloną przy mojej głowie. Wystarczyło, że widziałam to w wyobraźni. Serce strasznie mi łomotało.
- Piotrek, nie interesuję się zajętymi facetami – strąciłam jego rękę, ruszając do przodu.

Drużyna z Warmii i Mazur powitała nas bardzo serdecznie. Nasz pokój na szczęście znajdował się na innym piętrze niż koczowała zielona ekipa. Ojciec oczywiście wykręcił się od odpowiedzi na pytanie o numer z odbieraniem. Zostawiłam to bez komentarza.
Chciałam iść odpocząć, odświeżyć się, ale jak mogłam pomyśleć, że zostanę sama? Jednak tym razem to Ferens za mną człapał.
- Ty też chcesz wybaczenia? Nie jestem Matką Teresą – uprzedziłam.
- Nie przepadałem za Klaudią i chciałem, żeby miał kogoś normalnego. Tak bardzo pasujecie do siebie. Przepraszam.
- I teraz mam ci niby wybaczyć? Oj Wojtek… - westchnęłam, spoglądając za siebie wprost na niego.
- Wszyscy wam kibicowali – odparł z delikatnym uśmiechem.
- Jak widać, nie było czemu.
Zatrzymaliśmy się pod drzwiami, za którymi podobno znajdowało się moje lokum. Siatkarz odstawił moją walizkę na ziemię. Patrzył na mnie lekko ucieszony.
- Coś nie tak?
- Chciałaś, żeby ci mówić prawdę, nie? – spytał blondyn.
- Tak…
- On z nią zerwał. Piter jest już wolny – powiedział i szybko zbiegł z powrotem na dół.

~#~#~#~

                Czy Bartosz ją oczarował? Zdecydowanie sprawiał dobre wrażenie i uśmiechał się tak szczerze.
- Studiujesz razem z Martą? – spytał chłopak.
- Łączy nas tylko uczelnia. Nie przepadam za tak ścisłymi kierunkami. Mimo wszystko zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić – odpowiedziała brunetka.
- Ja tylko taki ciekawski jestem. Nic złego nie miałem na myśli – uniósł dłonie w geście obronnym.
- To ty mi tu opowiadaj, bo ja jestem zielona w temacie.
Po chwili oboje śmiali się z trafnego doboru jej słów.
- Akurat dobrze się składa z tym kolorem.
Udało im się nawiązać kontakt tak, że mało im było rozmów ze sobą. Kompletnie nie zauważyli, iż Marta z Piotrkiem zostali z tyłu, a potem w hotelu wszyscy się rozeszli. Ada tymczasem dostała zaproszenie do pokoju Krzyśka oraz na trening.
- Marta też idzie? – atakujący kiwnął głową w stronę drzwi.
- Nie wiem. Nic mi nie mówiła – dziewczyna wzruszyła bezradnie ramionami.
- To nie moja rzecz i nie zamierzam być wścibski, ale… Coś się zdarzyło pomiędzy nią a Hainem, co? Nic mi nie wyjaśnił. Nie lubię czegoś nie wiedzieć, zwłaszcza czegoś w co się mnie wplątało - szatyn oparł się o ścianę.
- Chodzi o to, że nie powinno się nic stać, bo on ma dziewczynę – zaczęła niepewnie Adrianna, nie chcąc wyjawić zbyt dużo.
- O Boże, ten pajac jej tego nie powiedział, prawda? Co za idiota. A miałem wrażenie, że traktuje Martę inaczej niż poprzednie. Aż z wrażenia zapomniał o swojej obecnej  - po korytarzu poniosło się prychnięcie chłopaka. Pokręcił głową z dezaprobatą.
- Ja ci tego nie powiedziałam – zastrzegła jego towarzyszka.
- Bez obaw. Jakby coś, to ja jestem wolny. W stu procentach – wyszczerzył zęby w uśmiechu na pożegnanie. – Do zobaczenia za godzinę u mnie. Może zdążę posprzątać. Pamiętaj, nr 27.
Brunetka uśmiechnęła się do jego oddalających się pleców. Po zaledwie kilku godzinach wiedziała o nim dużo, nie tylko na podstawie jego wyznań. Traktował ją jak dobrą znajomą. Adzie w sumie odpowiadała ta komitywa, więc tylko niecierpliwie czekała na dalsze wrażenia.
- Wiesz, czego się dowiedziałam? – padło ciche pytanie spod okna.
- Nie, czego?
- On z nią zerwał. Czuję się okropnie, jeśli to przeze mnie – wyjąkała szatynka.
Stała wpatrzona w widok za oknem na kilka blokowisk urozmaiconych sklepami i pojedynczymi drzewami. Przyjaciółka podeszła do niej i przytuliła ją od tyłu.
- Kochanie, to jego decyzja, co zrobił. Może pomyśl o tym w ten sposób, że dla ciebie?
Marta odwróciła głowę, żeby spojrzeć na Adriannę. Niebieskie, zaszklone łzami oczy wyrażały niedowierzanie.
- Przecież cię przeprosił. Chyba mu zależy – uśmiechnęła się brunetka.
- Nie ufam mu już. Nie będę potrafiła udawać, że nic się nie stało.
- A bez niego będziesz szczęśliwa? – zapytała prosto z mostu ciemnooka. – Przecież wpadłaś po uszy, łosiu.

~#~#~#~

Bezradność to dobre słowo na określenie stanu środkowego. Nie potrafił dotrzeć do Panasówny na tyle, by odzyskać stracone relacje. Tęsknił za Martą, która się do niego uśmiechała, przytulała i potrzebowała opiekuna. Był gotów dać jej to wszystko, gdyby mu wybaczyła.
Przecież tylko na widok szatynki przyspieszało jego serce, a ciało rwało się, by być jak najbliżej jej ciała. Doskonale pamiętał to uczucie, gdy nieporadnie próbowała naśladować ruchy jego ust, załapywała, o co chodzi i zaskakiwała go zachłannością. Piotr był przekonany, że żadna inna dziewczyna nie przyprawiłaby go o takie emocje.
Brunet schował dumę do kieszeni, udając się ponownie do swojego szkoleniowca. Chyba tylko on mógł mu pomóc w takiej beznadziejnej sytuacji.
- Czy ja wyglądam, jakbym chciał, żebyś był moim zięciem? – siwowłosy spojrzał powątpiewająco w kierunku zawodnika.
Hain siedział przed nim przygnębiony, zdenerwowany oraz z milionem innych emocji do niego niepodobnych.
- Trenerze, kto tu mówi o ślubie od razu. Nie, żebym nie chciał… - zreflektował się od razu.
Radek cały czas obserwował go z groźnym wyrazem twarzy.
- Niestety nie miałem kursu doradcy miłosnego. To moja córka, nie mogę spiskować za jej plecami.

Olsztyn wygrał kolejny mecz, a Piotrek ucieszył się, widząc radosną twarz szatynki w jego koszulce. Ubrała. Może i zmusiła ją do tego przyjaciółka, ale ubrała. Cała drużyna przybijała piątki z klubem kibica. Wszyscy świetnie się spisali na terenie przeciwnika.
Wieczorem środkowy zapukał do drzwi pokoju 135. Nerwowo wystukiwał palcami rytm o ścianę. Już przestraszył się, że nikogo nie zastał, ale po chwili ujrzał głowę Ady.
- A pan do kogo? – założyła ręce na klatkę piersiową.
- Zastałem Martę?
- A zastał pan. Co w związku z tym? – brunetka zdecydowanie nie zamierzała mu ułatwiać.
- Prosiłbym o przekazanie jej tego.

~#~#~#~

Przemierzałam pokój wzdłuż i wszerz, analizując w głowie zaistniałą sytuację. Adrianna leżała na łóżku wraz z laptopem, kręcąc tylko głową z politowaniem. Phi.
Biała margaretka stała już  w wazoniku z wodą. Musiałam odkurzyć i umyć znalezione naczynie, by nadawało się do użytku. Kolejny kwiat do kolekcji. Od niego. Tym razem bilecik również ozdabiała zwięzła informacja. Co mogło oznaczać „Ubierz się ciepło. 21:00. Szczyt schodów.”
- Idź. Nie ma nad czym się zastanawiać. Wrócić zawsze możesz.
- Ok.
Już z półpiętra dostrzegłam Haina czekającego w ciemności. Chyba miał zamknięte oczy.
- Jestem – oznajmiłam cicho.
Miałam dziwne przeczucie, że nie mamy prawa tu przebywać.
- Cieszę się, bardzo – ocknął się i zbliżył do drabinki na dach.
- Jesteś pewien? – spytałam powątpiewająco, gdy siłował się z włazem.
- Przecież po coś kazałem ci ubrać płaszcz.
Rozgwieżdżone niebo nad nami, a przed nami mieszkalne zabudowania Częstochowy. Pomimo niskiej temperatury, fantastyczny widok.
- Jednak było warto – przyznałam, przyciupując na murku.
- To dobrze. Teraz czas, żebyś mi zaufała – odparł brązowooki tajemniczo.
Podszedł do krawędzi budynku i zachęcił mnie do tego samego. Ostrożnie stanęłam ciut dalej niż on.
- Co ty wymyśliłeś? – spoglądałam nerwowo to na jego ciemną twarz to w dół.
- Stań na krawędzi.
- Dobrze się czujesz?- otrzymał spojrzenie, jakby był wariatem.
- Będę cię trzymać. Spróbuj – przekonywał.
Moje buty wystawały centymetr za krawędź dachu budynku. Opanowywałam emocje, które szalały wewnątrz mnie. Jeden zły ruch i mogłam pożegnać się z życiem. Albo i nie. Silne męskie dłonie trzymały mnie w pasie, zapewniając pozorne bezpieczeństwo. Ostrożnie rozłożyłam ręce na boki. Mroźny wiatr szczypał moje policzki i hulał gdzieś dalej w przestworza.
Kompletna cisza pozwoliła mi wniknąć w ten krajobraz więcej niż ciałem.  Jakbym ja była częścią budynku tkwiącego tu od lat, znoszącego wszystkie humory pogody. Stoicka, niewzruszona, trwająca. Nie, posiadałam serce, wyrywające się do tego, który stał za mną. Komu innemu pozwoliłabym brać odpowiedzialność za nas dwoje? Nieświadomie skradł mnie całą.
Niespodziewanie zadrgało mi lewe kolano. Moja noga się lekko ugięła, a ja poczułam jak tracę równowagę. Zamiast spaść w dół zostałam szarpnięta ostro w tył.
- Zwariowałaś?! – prawie wykrzyczał brunet, szczelnie zamykając mnie w swoim uścisku.
Czułam jego serce łomocące w klatce piersiowej. Tulił mnie do siebie długo i mocno, głaszcząc ręką po włosach.
- Chcę cię mieć obok, a nie zeskrobywać z asfaltu – wyszeptał.

~#~#~#~

                Szatynka na ostatnią chwilę wpadła do autobusu. Wstyd się było spóźnić na zajęcia na godzinę 13. Z racji tej pory wśród pasażerów już dało się zauważyć kobiety z kwiatkami w rękach. Takie widoki wszem i wobec oznajmiały – 8 marca.
Marta westchnęła tylko, widząc kolejnych mężczyzn spieszących do ukochanych z podarkami. O ironio, sama ubrała dzisiaj wyjątkowo sukienkę. Weszła jak gdyby nigdy nic do hallu, podążając do windy. Pod salą wykładową kilku kolegów złożyło jej życzenia, ktoś rozdał cukierki.
Siedziały z Anią i innymi, zawzięcie notując wszystko, co wydawało się  ważne w temacie geofizyki. Po jakimś czasie pani profesor zażyczyła sobie pół godziny przerwy, więc wszyscy wylegli na korytarz w kierunku automatu do kawy.
- Wiem, że ty nie pijesz, ale chodź ze mną – Aśka pociągnęła dziewczynę za rękę.
Szatynka gawędziła sobie z towarzystwem swojej grupy, zaśmiewając się raz po raz.
- Łooo, a to co za przystojniak? – wypaliła Martyna, ale nie ona jedna zainteresowała się przybyszem.
Brunet rozglądał się po obecnych na korytarzu, trzymając w dłoni trzy długie czerwone gradiole przewiązane złotą wstążką. Uśmiechnął się , w końcu rozpoznając Panasównę. Podczas gdy wiele dziewczyn śledziło jego kroki, środkowy zbliżył się do Marty. Stała tyłem, więc delikatnie trącił jej ramię.
- Mógłbym przeszkodzić na chwilkę?
Myślała, że się przesłyszała i dlatego po odwróceniu zrobiła wielkie oczy. Hain z krwi i kości stał obok.
- Co ty tu robisz? – spytała.
- Przyjechałem dać prezent najwspanialszej kobiecie – odparł z uśmiechem i wręczył mini bukiet. – Proszę, zaliczka.
Kompletnie oniemiała. Że niby przyjechał tu z Olsztyna? Dla niej? Wpatrywała się w jego czekoladowe oczy, przypominając sobie wszystkie chwile z ferii. Poczęstował jej koleżanki cukierkami, oczywiście oczarowując wszystkie po kolei, a jednak to na Panasównę zerkał ze swoim uśmiechem nie do podrobienia.
- Dziękuję – wykrztusiła  po chwili, przytulając się do chłopaka.
Tak bardzo odmienił ten dzień, przysporzył tyle radości. Dokładnie wtedy, kiedy tego potrzebowała. Pewnie czekały ją w poniedziałek setki pytań od koleżanek, ale teraz chciała się skoncentrować na tym, kto obejmował ją na środku korytarza. Bez względu na to, kto się dowie i kto coś powie.
Przesiedział z nią resztę wykładu, a Marta nie mogła za bardzo skupić się na słowach prowadzącej. Na szczęście wypuściła ich przed czasem. Piotrek zabrał od niej torbę, prowadząc do swojego samochodu. Gdy wokół nich nie było tylu ludzi, chwycił ją ostrożnie za rękę. Ku jego zaskoczeniu, szatynka oparła go o maskę i pocałowała z Nienacka. Pochylił się, by było jej łatwiej sięgać do jego ust.
- Przepraszam – zreflektowała się po chwili.
- Mi się tam całkiem podobała taka władcza Marta.
Spojrzała na niego z pół kokietującym, pół niewinnym uśmiechem, aż mu się zrobiło gorąco. Czym prędzej otworzył jej drzwi. Jechali ulicami Krakowa, przystając co jakiś czas na światłach.
- Zakochałam się wtedy w tobie. Chciałam wszystko powiedzieć, zaciągnąć się do łóżka, ale… Spotkałam ją – powiedziała nagle cicho dziewczyna, gdy on parkował samochód.
- Martuś. Co byś zrobiła, gdybym powiedział ci, że rzuciłem ją dla ciebie, że cię kocham?
Zerknął na towarzyszkę niepewnie. Wpatrywała się w przednią szybę, płakała bezgłośnie.
- Nie płacz. Nie przeze mnie, proszę – zaczął ocierać delikatną twarz ze słonej cieczy. – Źle zrobiłem, przyjeżdżając?
- Nie, to najpiękniejszy Dzień Kobiet w moim życiu…
- To nie płacz i się nie bój. Nauczę cię wszystkiego, czego będziesz chciała. Ja wiem, odległość, moje mecze. To trudne – nadawał z zatroskaną miną.
- Nie pierdol. Przecież cię kocham – mruknęła, pociągając nosem.
- W takim razie…. – brunet szperał po kieszeniach. – Drugi prezent.
Srebrne serduszko z ich wspólnym zdjęciem spoczywało na jej dłoniach.
- Piękne. Do towarzystwa dla piłeczki?
Kolejne kilkanaście minut spędzili na cieszeniu się sobą, skradaniu mniej lub bardziej namiętnych pocałunków.
- Starczy moja uczennico. 3 prezent się niecierpliwi – powiedział siatkarz, wskazując ręką na szybę restauracji.
Ze środka machali do nich Wojtek z Dorotą oraz Bartek z Adą. Szatynka uśmiechnęła się szeroko z wdzięcznością do Piotra.
- Z numerku w samochodzie nici – jęknęła, udając zawiedzioną.
- Może innym razem, ty mój numerku – przygryzł wargę ukochanej.
-  Zapamiętam, my Middle Black.
Wiecie jaki Kraków jest najpiękniejszy? Przemierzany nocą ręka w rękę i odbijający się w ukochanych najpiękniejszych oczach czekoladowych na świecie.


~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~


Zatem koniec :)
Taki był plan, taki pomysł. Udało mi się napisać coś zwięzłego, jednocześnie zawierając wszystko to, co chciałam tu zawrzeć.
Bo wiecie... Tak miało być. To chciałam przeżyć. Z KIMŚ. Życie.
Osobista historia, bo pisząc niektóre sceny, miałam przed oczami nie tylko Piotrka Ha.

Dziękuję tym, które się zjawiły i czytały :) Jesteście wspaniałe dziewczyny :)
Być może kiedyś pojawi się tu coś innego, być może :)

Tymczasem, żegnam się z wami gorąco :*
Ligo Światowa, przybywaj!

P.S. Tu znów coś nowego ZAPRASZAM :)

niedziela, 12 maja 2013

Eight players


Ma na imię Klaudia, studiuje na UWM politologię, wysoka, szczupła blondynka, spędzała wolne u rodziców, partnerka Piotra od roku, przyczyna jego wyprowadzki od przyjaciela. Tyle dowiedziałam się w jeden wieczór z komputerem. Skoro od ludzi nie usłyszałam prawdy, to musiałam sama ją odkryć.
- Tato, Piotrek ma dziewczynę? – spytałam przy śniadaniu.
- Hain? Nie spowiadają mi się z życia prywatnego, ale chyba jakąś tam ma. Raz jedna blondyna robiła mu awanturę pod halą. Co w związku z tym? – spojrzał na mnie uważnie.
- Tak po prostu chciałam wiedzieć, bo nic mi nie mówił – uśmiechnęłam się krzywo i zajęłam się płatkami w mleku.
- Czy ty z nim coś… więcej?
- Nie, za zajętych się nie biorę – uspokoiłam rodziciela, widząc jego poważną minę.
Senior Panas głupi nie był i na pewno swoje już myślał. W każdym bądź razie, powiedziałam prawdę. Nic więcej między mną a brunetem nie będzie. Bez przesady, przecież nigdy nic nie miało mieć miejsca, prawda? Taka głupia Martusia wyobraziła sobie zbyt dużo, ot co.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę z twojego przyjazdu – siwowłosy uścisnął mnie mocno.
- Ja też, tatusiu. Z pewnością jeszcze kiedyś się zjawię – odparłam niepewnie.
Przyspieszyłam swój wyjazd o trzy dni. Orzekłam, że dość się nabyłam, ojcem się nacieszyłam, a nie ma powodu, by zostawać dłużej. Żadnego.
- Pisz, dzwoń, zawsze możesz – zapewniał tata.
- Wiem, dziękuję. Możesz pozdrowić ferajnę na treningu – rzuciłam na odchodnym.
Pomógł mi włożyć walizki do bagażnika i odśnieżyć auto. Jego troska była naprawdę podnosząca na duchu. Pozostał jedynym mężczyzną, którego kochałam.
Wsiadłam za kierownicę, odpaliłam silnik. Dopiero wtedy dojrzałam jedną bladoróżową różę za wycieraczką. Ojciec spojrzał na mnie zaskoczony, ale podał mi ją. Pachniała pięknie i pewnie zastanawiałabym się nad darczyńcą, jednak spostrzegłam karteczkę przywiązaną tasiemką. „Przepraszam, Piotr.”
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Mam nadzieję, że twoi zawodnicy lepiej grają niż myślą – mruknęłam zapinając pasy.
- Czemu? – dociekał, więc pokazałam mu prezent. – Nie pytaj, długa historia.
Warunki pogodowe do jazdy były zdecydowanie gorsze niż podczas mojej poprzedniej podróży. Po niemałych trudach dotarłam do miasta Smoka Wawelskiego. Na tylnym siedzeniu leżały dwie róże. Obie od osoby, o której wolałabym zapomnieć, jednak wiedziałam, że będzie gościł w mojej głowie przez następne miesiące. Proces przebiegnie szybciej, bo nie będę go widywać.
Ledwo co skończyłam rozmawiać z ojcem przez telefon, po mieszkaniu ponownie poniosła się melodia.
- Słucham?
- Marta, gdzie ty jesteś? – Dorota pytała od razu konkretnie.
- W Krakowie, a co? – odpowiedziałam, jak gdyby nigdy nic.
- Czemu już zwiałaś? Nie mogłaś zostać?
- Czemu sremu. Wiedziałaś, że on ma dziewczynę? Wiedziałaś?! – prawie krzyczałam do komórki.
- Nie denerwuj się tak. On się naprawdę w tobie za… - zaczęła tłumaczyć brunetka, ale jej przerwałam.
- Wiedziałaś?
- Tak, ale…
- Dziękuję. Nic więcej nie chcę wiedzieć. Wszyscy świetnie potraficie kłamać.
Rzuciłam telefonem na łóżko. Czy to tak dużo, gdy człowiek chce odrobiny prawdy? Kilku szczerych ludzi w życiu wokół siebie? Tego nie potrafiłam wybaczyć, że żadne z nich słówkiem nie pisnął. Gdyby w tym gronie nie było Doroty, powiedziałabym, że to zasrana solidarność plemników. Już nawet nie interesowało mnie, czy ojciec urządzi komuś piekło na treningu.

~#~#~#~

Dla Klaudii Marta była sympatyczną i pomocną córką jego trenera. Tymczasem dla bruneta stała się zjawą senną ostatnich kilku nocy. Szczególnie mocno prześladowały go oczy szatynki z ostatniego spotkania. Potworne wyrzuty sumienia nie pozwalały mu funkcjonować normalnie.
Trener się na nim nie mścił, więc środkowy stwierdził, że mało wiedział. Co prawda, czuł na sobie niejednokrotnie uważny wzrok siwowłosego, ale wolał myśleć, że to związane z treningiem. Gdyby Panas o cokolwiek spytał, to co by mu odpowiedział.
Piotr zaczął odwiedzać Dom Dziecka, na co nie dała się namówić jego dziewczyna. Wolała dostać do ręki kasę na ładny ciuch, a o adopcji nawet nie chciała słyszeć. Za to takie myśli pojawiały się w głowie siatkarza. Gdyby mógł, stworzyłby dom dla tych wszystkich biednych dzieci. Tak niewinne istoty powinny doświadczać wyłącznie miłości, a nie być spychane na margines.
Czy w ten sposób lgnął do rzeczy związanych niegdyś z Martą? Sam nie wiedział. Nie żałował tej znajomości, czy też jej zalążka. Żałował swojego nieprzemyślanego zachowania. Wyszedł na kłamcę, najgorszą szuję i z przykrością stwierdził, że to prawda. Blondynka coraz go drażniła, szczególnie tymi wszystkimi zabiegami, by przywrócić jego zainteresowanie nią. To śmieszne, czasu nie da się cofnąć. Cokolwiek by nie zrobiła, on w myślach porównywał ją do Marty.
- To koniec – powiedział po tygodniu użerania się z Klaudią i samym sobą.
Wziął swoje walizki, nie czekając na jej reakcję. Pod blokiem zaczerpnął  świeżego powietrza w płuca. Wolny.

~#~#~#~

Coś się ze mną jednak stało. Nie potrafiłam się nauczyć niczego nowego. Nie umiałam zasiąść z książką i przyswoić jej zawartości. Przyjaciółka z grupy pytała wciąż, co się ze mną dzieje. Ledwo co zaliczałam kolokwia, powodując zdziwienie wśród rówieśników. Chyba zbyt dobrą opinię u nich miałam. Po prostu przedawkowałam pewne czekoladowe oczy, nic więcej.
Jak na złość Ferens opublikował wszystkie wspólne zdjęcia, oznaczył mnie i zapewne czekał na reakcję. A ja? Ja potrafiłam się tylko przed nimi rozpłakać i tyle. Miałam ochotę rozwalić monitor n widok tego złudnego szczęścia na fotografiach. Wzdrygnęłam się, przypominając sobie jego dotyk, usta.
Niewielka ilość wolnego czasu przyczyniała się do braku czasu na filozofowanie. Sam na sam z własnymi myślami potrafiłam wmówić sobie przeróżne rzeczy. Zdecydowanie mi ulżyło, gdy opowiedziałam Adzie tą żałosną historię po dwóch piwach. Nie zostawił mnie samej, tylko pomogła poukładać to w głowie. Lubiłam słuchać jej opinii na różne tematy, więc wtedy miała pole do popisu.
- Nie lepiej było powiedzieć od razu? – spytała.
- Przepraszam, czułam się jak idiotka po tym wszystkim.
- Miłość to nie idiotyzm – pocieszała mnie.
- To nie była żadna miłość. Powinno mi przejść – mruknęłam.
- Jak nie, to już ja go dorwę i powiem co swoje – zaperzyła się Adrianna.
- Dziękuję, ale z nim to już nie chcę mieć nic wspólnego. Gdybym się z nim przespała, to bym to sobie teraz wyrzucała i żałowała – stwierdziłam, próbując się doszukać pozytywów.
- No ale skoro on nie pchał ci się do łóżka, to chyba nie był z tych najgorszych.
- Aduś… - spojrzałam na nią, nie wierząc w jej wnioski przemawiające na korzyść bruneta.
- No co? Chciałam być obiektywna – odparła, bawiąc się słomką.
- Spoko. Niedługo grają w Częstochowie. Jeśli chciałabym pojechać, to tylko dla taty.
- To pojedziesz. Mam ci dotrzymać towarzystwa? – zaproponowała brunetka, a ja byłam jej wdzięczna.
- Wiem, że nie lubisz siatkówki. Chcesz tam jechać na mecz? – zmierzyłam ją uważnie znad okularów. Chęci, chęciami, ale nie chciałam, żeby mi się tam zanudziła na śmierć.
- Jak szaleć, to szaleć. Najwyżej pooglądam sobie zawodników i poszukam męża – oczy jej się zaświeciły, dostrzegłszy pozytywny dla siebie aspekt wyjazdu.

~#~#~#~

Skoro nie załapali się na pierwszą ósemkę, to trzeba było powalczyć chociaż o przedostatnie miejsce. Drużyna w szarych strojach treningowych wylewała z siebie siódme poty na treningu. Radkowi Panasowi wciąż nie dawała spokoju sprawa z jego córką i jednym z graczy. Lubił wiedzieć o wszystkim, co dotyczyło jego bliskich.
Planował wykorzystać pobyt na wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej na jakiś mały wypad  do Marty, ale ona  sama uprzedziła go, telefonując z chęcią zjawienia się z przyjaciółką na meczach o 9 miejsce. Szczerze się ucieszył i pomyślał, że gdyby tamta sprawa była poważna, to nie przyjechałaby ich oglądać.
- A Marta będzie? – jak na zawołanie zapytał Ferens.
- A będzie. Co wy tacy zainteresowani? – mężczyzna spojrzał po nich ze zmarszczonymi brwiami.
- Tak po prostu. Troszczymy się o wsparcie dla trenera – przyjmujący błysnął zębami.
- Uważajcie, bo uwierzę. Zbierać tyłki, kończymy a dziś.

- Mogę na chwilę? – brunet trącił Radka po wyjściu.
- O co chodzi, Piotrek?
- Chciałem spytać, czy może mógłbym jakoś pomóc, odebrać Martę z dworca, czy coś – zaproponował chłopak niepewnie.
- Słuchaj, nie wiem, co się stało i czemu przepraszałeś moją córkę kwiatkiem. Nie chciałbym jakichś melodramatów przed najważniejszymi meczami końca sezonu – odparł szkoleniowiec z poważną miną.
- Obiecuję, że moje dyspozycja pozostanie taka sama. Chcę tylko coś wyjaśnić, wyprostować. Nic jej nie zrobię.
Radosław musiał przyznać, iż rzadko widywał tak poważnego Haina. Pewnie sporo odwagi kosztowało go stanie tutaj i rozmawianie na taki temat, bo nie miał wątpliwości, że mówią o jego córce. Znał już trochę swoich podopiecznych, wiedząc, że można im zaufać.
- Dobrze, tylko uprzedzam, przyjeżdża z przyjaciółką – zastrzegł.
- Dziękuję trenerze. Do jutra – środkowy odszedł z uśmiechem.

~#~#~#~

Indykpol  AZS Olsztyn wygrał pierwszy mecz u siebie a na kolejny mieli jechać do Częstochowy. To właśnie na ten drugi pojedynek wybierałam się z Adą. Orzekła, że koniecznie muszę jechać w olsztyńskiej koszulce, ale ja miałam ochotę wyciąć z niej nazwisko i numer. Powstrzymała mnie jednak, więc materiał został cały. Z racji warunków na drogach wybrałyśmy podróż pociągiem.
Nie znałam Częstochowy ni w ząb, pomijając wycieczki do Jasnej Góry, więc tata miał nas odebrać i zaprowadzić na miejsce. Naprawdę milej było jechać z kimś, porozmawiać, pożalić się. Adrianna wypytywała o zawodników, żeby od razu skupić wzrok na kim trzeba.
- Bez obaw, poznam cię z nimi – zapewniłam rozbawiona.
- Super. Może i potem polubię tą siatkówkę – uśmiechnęła się cwanie.
- Jak mogłabym jechać sama, no jak?

~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~

Kochani, to przedostatni odcinek tego opowiadania. Mówiłam, że nie będzie długie.
Jak myślicie, co dalej się potoczy?

Blog będzie dalej egzystował, gdyż będę tu zamieszczać inne krótkie historie w przyszłości, być może ;) Ale jeszcze nie ma co się żegnać, zostaję z wami :)
Hmm... Może pod kolejnym będę się roztkliwiać, a dzisiaj wam daruję ;)

Pozdrawiam