wtorek, 30 kwietnia 2013

Seven players



Pewnego miłego popołudnia zostałam zaszczycona wizytą nowej olsztyńskiej pary gołąbków. Radośni i wpatrzeni w siebie radowali serca wszystkich wokół. Konsternacja blondyna osiągnęła apogeum, gdy doszło do prezentacji jego „przyjaciółki” trenerowi.
- Spokojnie, moja droga. Zarobi na pierścionek, to cię będzie inaczej traktował i nazywał – zażartował ojciec, klepiąc po plecach podopiecznego. Przeurocza scenka.
Później zostaliśmy sami, a ja rozeznałam ich zamiary. Doceniałam gest, ale nie byłam w stanie zmienić mojego zachowania.
- Swatki moje kochane, nie ze mną te numery – westchnęłam.
- Ale my już nie możemy patrzeć na twój brak reakcji.
- Wy się lepiej zajmijcie sobą – spojrzałam znacząco w ich kierunku.
- To może wyjdziemy gdzieś we czwórkę? – zaproponowała Dorota.
- Uparliście się, prawda?
Usiadłam na fotelu naprzeciwko gości, obserwując ich zadowolone miny. Poznając ich ze sobą, stworzyłam potwora. Na moje nieszczęście dogadywali się we wszystkim idealnie.
- Nie daj się prosić. Przecież będzie fajnie. Lubisz z nim przebywać – przekonywali mnie.
- Nigdy nie zainteresowała się nim taka super dziewczyna – dodał Wojtek.
- Taa…
- Żadna nie była taka mądra. Podwójną randkę zrobimy i już – wyszczerzył zęby.
- Tu się jebnij – dotknęłam palcem czoła.
W czwartkowy wieczór szłam w czarnych spodniach i pomarańczowej bluzce, okryta płaszczem, czapką i szalikiem. Za towarzystwo służyło mi dwóch dryblasów i brunetka. Ferens przytulał do siebie Dorotę, idąc przede mną.
Wcześniejsze opady śniegu z deszczem zmroził nagły spadek temperatury, więc było dość ślisko wszędzie. Poczułem lekkie trącenie, gdy męczyłam się z omijaniem bardziej śliskich elementów chodnika. Wyciągnięte męskie ramię w czarnym rękawie pod moim nosem. Spojrzałam w stronę właściciela.
- Jeszcze mi się zabijesz – uśmiechnął się zachęcająco.
Niepewnie chwyciłam się go, gdy schodziliśmy po schodach. Mocno mnie trzymał i natychmiast reagował, gdy zachwiałam się chociaż odrobinę. Czułam się bezpiecznie z takim ochroniarzem.
Wylądowaliśmy w pizzerii w centrum miasta. Panowie podobno już wypróbowali w niej jedzenie, ale podejrzewałam, że na wynos. Chwilkę zajęło zanim zdecydowaliśmy się, co zamówić. Stanęło na dwóch pizzach na poł. Bardzo się zdziwiłam, bo wraz ze sztućcami przyniesiono dwie róże. Spojrzałam na Dorotę, a potem na siatkarzy.
- Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek.
Totalnie zaskoczona wpatrywałam się w środkowego naprzeciwko mnie. Nigdy nic nie dostałam od faceta w ten dzień , no oprócz tatusia, ale wiadomo, o co chodzi. Tymczasem Piter uśmiechał się do mnie i zrozumiałam, że pizza w kształcie serca to jego sprawka. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że on będzie myślał o mnie w kontekście tego święta.
Palił mnie jego wzrok. Co jakiś czas trącaliśmy się kolanami dla zabawy, a ja nieustannie poprawiałam swój dekolt. Wtedy Hain posyłał mi dość lubieżne spojrzenia, na co spuszczałam głowę i zajmowałam się jedzeniem. Siedzenie naprzeciwko było dość bezpieczne, ale przy okazji pamiątkowych zdjęć brunet dosiadł się do nas. Objęcie mnie ramieniem to nic. Mało nie podskoczyłam, położył mi rękę na kolanie i zjechał aż do uda. Wszystko odbywało się pod stolikiem przy niczego nieświadomych znajomych. Zareagowałam dopiero, gdy zaczął mnie macać po plecach, by strzelić mi stanikiem.
-  Pojebało cię? – syknęłam.
- Feru, teraz rób! – krzyknął brunet i położył mi ręce na biuście.
Efekt na zdjęciu? Jego ucieszona gęba i moja furia. Cudownie.

~#~#~#~

Wieczór udał się fantastycznie. Uwielbiał droczyć się z córką trenera, tak samo jak ją peszyć. Mimo wszystko zależało mu na jej sympatii. Walentynki  były świetną okazją do pokazania, że nam na kimś zależy. Dlatego, gdy zostali sam na sam, postanowił jej wręczyć jeszcze jeden prezent.
Odprowadzał dziewczynę do domu. Tradycyjnie zatrzymali się pod klatką na jeszcze chwilkę rozmowy.
- Zamknij oczy – poprosił, szperając w kieszeni.
- Ale nie będzie bolało?
- Co ty.
Ostrożnie odgarnął jej włosy i zapiął wokół szyi łańcuszek z breloczkiem w postaci piłki do siatkówki.
- Jejku… Jest piękny – oczy szatynki zaświeciły się z radości. – Przyznaj się, ile wydałeś?
- Nieważne. Dla tej miny warto – odparł, głaszcząc jej policzek.
- A ja nic dla ciebie nie mam – spuściła wzrok na ziemię, okręcając w dłoniach kwiat.
- Nie musisz mi nic dawać. Starczy ten wieczór.
Siatkarz przystanął dwa stopnie niżej, ab zrównać się z towarzyszką choć trochę wzrostowo. Objął ją w pasie i oparł głowę o głowę.
- Chociaż… Jeżeli nie będziesz się śmiał… - mruknęła niepewnie.
- Hmm?
- Proszę – wręczyła mu kartkę wyrwaną z notatnika zapisaną drobnym makiem.
- Co to? – chłopak spoglądał na karteluszek w świetle latarni.
- Wiersz. Myślę, że się nadaje na prezent.
- Niestety tutaj nic nie widzę… - zrobił smutną minkę. – Ale dziękuję bardzo, nigdy nie dostałem czegoś takiego. O czym jest?
Niebieskooka przymknęła powieki i po cichu wyrecytowała kilkanaście wersów. Jej głos lekko drżał, a Hain nie mógł wyjść z podziwu nad jej talentem. Wzruszyło go, że zajmował w jej głowie tyle miejsca, żeby znaleźć się w jej wierszu.
- Sto razy piękniejszy niż wszystkie inne prezenty – przyznał, muskając ustami jej czoło, nos i w końcu wargi, lekko szorstkie od mrozu.
- Dobrze, że mój ojciec nie wygląda przez okno – szepnęła.
Kontynuowali pocałunek przy ciszy nocy. Piotrek obdarzał mokrymi śladami całą jej twarz. Poluzował szalik Panasówny, by zająć się też szyją. Czuł jej przyspieszony oddech i bicie serca. Chciał ją mieć tak blisko siebie.
- Bo wiesz… Tak właściwie, to Radzio pojechał do mamy. Mam wolne mieszkanie – rzuciła nieśmiało.
Doskonale zrozumiał jej intencje. Była gotowa zaprosić go na noc, do siebie, do swojego łóżka. Wystawiła go na ciężką próbę, bo jej ciało skutecznie go kusiło. Jednocześnie wiedział, że nie może tego zrobić. Może i zapamiętaliby te walentynki na całe życie, ale szanował tą nieśmiałą młodą kobietkę, stojącą tuż obok.
- Gdybym przyjął zaproszenie, dobrze wiemy, jakby to się skończyło.
- Może tego właśnie chcę? – ledwo dosłyszał ten cichy głosik.
- Ale cała drżysz. Boisz się i to normalne. Wstrzymaj się, bo może spotkasz kogoś odpowiedniejszego niż ja. Nie chcę, żebyś żałowała, rozumiesz?
Spoglądał w te pełne sprzecznych emocji oczy. Chciałby ochronić ją przed wszelkim złem świata, tą uroczą niewinność. Przytulił szatynkę mocno do siebie, gdy zauważył łzy w kącikach jej oczu.
- Nawet faceta na noc nie umiem zaprosić. Jestem beznadziejna – szlochała, cała się trzęsąc.
- Przestań, Martuś, proszę cię. Nie mów tak, bo to kompletne bzdury. Chcę dla ciebie dobrze. W innym wypadku wziąłbym cię w twoim samochodzie zaraz – oznajmił szczerze.
- Eee… w samochodzie? Serio?
- Aż by szyby zaparowały, bejbe – wymruczał jej do ucha, po czym zsunął dłonie na jej pośladki. – Więc mnie już dłużej nie prowokuj.
- Piotrek… - pocałowała go szybko i zniknęła z budynku.

~#~#~#~

Tak niesamowicie szybko mijał czas, gdy miało się tyle atrakcji i miłych zajęć. W końcu zbliżał się dzień mojego wyjazdu. Żal mi było opuścić Olsztyn, zostawiając tatę i chłopaków.
Wraz z jednym z ostatnich dni podjęłam pewną decyzję. Zamierzałam powiedzieć Piotrowi, co do niego czuję i spędzić z nim noc. Moja pewność siebie zaskakiwała mnie samą. Wygrzebałam z walizki granatową marszczoną sukienkę, szare rajstopy i koronkowe majtki.
Aż tata się zdziwił, dlaczego tak się stroję. Odpowiedziałam mu tylko uśmiechem, zapewniając, że zamierzam wyjść na całą noc. Kazał mi uważać na zboczeńców i żebym trzymała się blisko chłopaków z zespołu, jeśli z nimi wychodzę. Tego ostatniego mógł być pewien. Zamierzałam się zastosować.
Okręcałam się przed lustrem, oceniając swój wygląd. Chyba powinnam jakoś na niego zadziałać. Chciałam mu się spodobać, żeby nie mógł mi się oprzeć. Z tym przekonaniem maszerowałam pod blok zawodnika. Zdążyłam posłać SMS do Doroty i Wojtka, by trzymali kciuki.
Przed wejściem na klatkę, zauważyłam dziewczynę szamoczącą się z walizkami. Za nic nie chciały z nią współpracować.
- Złośliwość rzeczy martwych. Może pomóc? – zapytałam, przytrzymując jej drzwi.
- Dzięki wielkie. Szału można dostać! A oczywiście mój facet nie raczy zejść i mi pomóc – wysapała przenosząc powoli torby.
- Nigdy mężczyzn nie ma, jak są potrzebni.
- Właśnie! – uśmiechnęła się do mnie.
- Może wezmę jedną i jakoś razem je dotaszczymy? – zaproponowałam.
- Co ty, nie będę cię wykorzystywać – zaprotestowała blondynka.
- Ja tylko w odwiedziny idę, więc nie ma problemu.
Pokonałyśmy kilkanaście schodków, aż w końcu dziewczyna zatrzymała się na jednym z półpięter. W torebce zagruchotały klucze.
- Mieszkasz tutaj? – spytałam zaskoczona.
- Tak, chyba nie pomyliłam drzwi – zaśmiała się, przekręcając zamek. – Zaraz poznasz tego mojego lenia. W ogóle nawet ci się nie przedstawiłam, Klaudia – wyciągnęła do mnie rękę.
W momencie, gdy uścisnęłam ją ze sztucznym grymasem na kształt uśmiechu, w progu pojawił się wysoki brunet.
- O, a to mój Piotrek.
Doskonale znałam tego chłopaka. Za to pojęcia nie miałam o jego dziewczynie. Nikt ani słowem nie wspomniał. Pewnie świetną mieli zabawę z tym wielkoludem na czele! Fajnie, uwiódł córkę trenera. Założyli się o to? Ile zarobił?
- Marta. Znamy się, bo jestem córką trenera Indykpolu AZS Olsztyn – wykrztusiłam  pomimo ogromu zgorzkniałych myśli.
Powstrzymywałam się przed wykrzyczeniem steku przekleństw i słów złości, zawodu, czy czego tam jeszcze mi nie sprawił. A on? Stał jak to ciele i żadnej reakcji się nie doczekałam. Patrzył, jakby zobaczył ducha. Co, plan nie wypalił? Miałam sobie wyjechać w totalnej nieświadomości, ciesząc cię, że ktoś taki jak on zwrócił na mnie uwagę?
- Ooo, to tym bardziej zapraszam na herbatę i coś słodkiego. Widzisz, ciołku, zamiast ciebie to Marta mi pomogła z tobołami – nadawała blondynka, zupełnie nie zauważając naszych min.
- Dziękuję, ale ja to właściwie wpadłam się pożegnać. Wracam już do Krakowa. Cześć.
Zbiegłam na dół po schodach. Przeklęte czekoladowe oczy. Nic nie powiedział. Nie krzyknął za mną. Nie pobiegł.

~#~#~#~

Pierwsze, co pomyślał o Panasównie, to jak cudownie wyglądała tego wieczoru. Dopiero potem dotarło do niego, że one się spotkały i wszystko było jasne. Domyślał się, że Marta przyszła do niego. Była piękna. Tylko ten ból w jej oczach. Czuł się przeszyty na wskroś.
Klaudia nadawała jak katarynka, jak gdyby nigdy nic. Hain nie miał pojęcia, jak mógłby to wszystko wytłumaczyć. Przecież żadne usprawiedliwienie nie wchodziło w grę. Bolało go serce. Zranił szatynkę, widział to. Była ostatnią osobą, którą mógłby skrzywdzić, a jednak to ona zadał jej najboleśniejszy cios. Jak potoczyłyby się zdarzenia, gdyby nie przyjazd jego dziewczyny?


~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~

Zuuuuuuua Martitta. Wiem :D Ale no, to najlepszy odcinek tej historii nieprawdaż? :D
Nie bójcie się, smutno też mi było, gdy pisałam. Wyżyłam się i wyrzuciłam wszystkie złe emocje.
Tacy ci faceci okropni ;)

Pozdrawiam


sobota, 20 kwietnia 2013

Six players



                Najlepszy poranek to ten, gdy obudzi człowieka zapach kawy i świeżych bułek. Piotr przeciągnął się leniwie, gładząc puste miejsce obok siebie. Jeszcze godzinę temu dziewczyna leżała spokojnie obok niego. Nawet w jego koszulce wyglądała uroczo, niczym w koszuli nocnej.
- Hej – wychrypiał, wchodząc do kuchni.
Na stole czekały na niego kanapki wraz z parującym napojem w kubku.
- Cześć – odpowiedziała, odwracając się od lodówki. – Wybacz, że tak się porządziłam.
- Co ty, aż za dobrze mam z tobą – uśmiechnął się, gryząc bułkę, a kilka okruszków spadło na talerz.
- Mogłam coś zrobić dla ciebie przynajmniej. Pójdę się przebrać.
Siatkarz odprowadził szatynkę wzrokiem. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, iż ta na niego działa. Każdy skrawek jej odsłoniętego ciała.
Dobrze wiedział, że nie jest jej obojętny. Wczorajsze gesty Panasówny, zachowanie. Nie protestowała na pocałunki, angażowała się w ich zbliżenie. Gdyby tylko chciał, znaleźliby się nago w jego pościeli. Hain miał świadomość o uległości towarzyszki i słabości do niego, dlatego nie chciał jej wykorzystać. Jakby się Marta poczuła dziś rano? Dopiero co zapewnił jej namiastkę fizycznej bliskości, więc nie zamierzał się zapędzać.
Jak bardzo nie miałby ochoty na seks, nie mógł jej skrzywdzić. Nie wybaczyłby sobie zniszczenia uczuć i psychiki dziewczyny. Chciał ją nauczyć uczucia bez pożądania w roli głównej, czegoś więcej niż pójścia do łóżka. Jej uśmiech tak bardzo go cieszył. Pod odrobiną uwagi, troski i ciepła rozkwitała jak kwiat, odsłaniała wewnętrzną część siebie. Wczoraj jej twarz pachniała jego kremem, a on poczuł się, jakby znaczył teren.
- Nie chcę, żeby tato się martwił, więc będę się już zbierać – usłyszał za plecami.
- Zjedz coś, a potem cię odwiozę – obrócił głowę w stronę właścicielki głosu.
- A może odprowadzisz? Dłużej pobędę z tobą, blisko…
Szatynka wyraźnie skrępowała się swoją wypowiedzią, po czym zajęła się jedzeniem śniadania. Do szklanki nalała sobie zimnego mleka. Środkowemu podobały się rumieńce na jej twarzy, a wcześniejsze wyznanie bardzo go cieszyło.
Śnieg grubą warstwą zalegał od kilku dni na olsztyńskich ulicach i chodnikach. Wąską odgarniętą ścieżką dreptały dwie postacie w kurtkach, pochłonięte rozmową. Chłopak poznał punkt widzenia krakowianki na siatkówkę i mecze. Dużo rozumiała, jak na kogoś nie grającego na poważnie. Wyjaśniał jej to, o co go pytała, uzupełniając jej wiedzę.
- Jesteśmy na miejscu. To do zobaczenia na treningu – chciała się żegnać.
- Tak, tak…
- Nie masz co się teraz łamać. Przeżyjecie to wszyscy razem – przytuliła go lekko.
Brunet z kolei wzmocnił uścisk, lekko ją podnosząc i stawiając na murku po wejściem na klatkę. Dziewczyna miała za plecami szorstką ścianę, a tuż przed sobą twarz towarzysza.
- Piotrek…
- Wybacz, ale czuję się w obowiązku – odpowiedział a chwilę później kolejny raz złączył ich usta ze sobą.
Nie obchodziło go,  ilu ludzi ich zobaczy, co powiedzą i komu. Nic nie mógł poradzić, że usta Marty stawały się uzależnieniem. W końcu udało mu się wtargnąć językiem między jej kształtne wargi. Uwielbiał ją zaskakiwać i czuć, jak Panasówna próbuje opanować sytuację, bardzo szybko ucząc się, o co we wszystkim chodzi. Teraz zaczepiał jej język ostrożnie ocierający się o jego.
Francuski pocałunek to było kompletnie coś nowego dla szatynki. Ponownie czuła się oszołomiona doznaniami. Nie spodziewała się przeżyć tych cudownych chwil pod blokiem ojca. Trzymała się mocno siatkarza, żeby nie upaść.
- Ja pierdole – wyszeptała, na co on roześmiał się szczerze.
- Jesteś niemożliwa.
- Nie wiedziałam, że to takie uczucie… Jak ja mam teraz wrócić do mieszkania?
- To było w ramach lekcji. Trzeba się rozwijać – mrugnął do niej i udał się w drogę powrotną. Tak naprawdę obojgu serca łomotały jeszcze dobre kilkanaście minut.

~#~#~#~

                W mieszkaniu czekało mnie szykowanie drugiego śniadania, bo Radzio postanowił pospać sobie dłużej, gdyż powitały mnie zasłonięte okna. Po cichu zrobiłam posiłek i ułożyłam na tacy. Zapukałam cicho do drzwi sypialni.
Półmrok spowijał pomieszczenie, włącznie z zarysem męskiej sylwetki na łóżku. Popaprana wyobraźnia podsunęła wizję jakiejś kobiety u boku ojca, ale natychmiast ją wyparłam.
- Dzień dobry – trąciłam trenerskie ramię.
Zaspane oczy spojrzały na mnie niemrawo. Odsunęłam jedną zasłonę, wpuszczając trochę dziennego światła. Potem ustawiłam tacę na kolanach rodziciela, który zdążył przybrać pozycję półsiedzącą.
- Tak wcześnie wróciłaś? – spytał.
- Jak widać nie uprawiałam dzikiego seksu do rana, skoro się wyspałam – rzuciłam, opuszczając pomieszczenie.

~#~#~#~

Nad ranem poczuła, iż dłonie Ferensa jeździły z góry na dół po jej nogach. Wyskoczyła jej lekka gęsia skórka, ale było przyjemnie. Całą noc siatkarz spał i przytulał się do niej jak dziecko. Gdzieś po 9 poczochrała jego fryzurę. Krótkie miękkie włosy stroszyły się lekko po zabiegach dziewczyny. Po chwili wpatrywały się w nią dwie niebiesko-szare tęczówki.
- Dzień dobry – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Dzień dobry. Widzę, że znalazłaś sobie niezłą zabawę – blondyn zrównał się z nią twarzą.
- Śmiesznie się układały.
- A twoje nie będą? – spytał z podejrzliwym uśmiechem, po czym potargał ręką jej kosmyki.
- Eej!
- No co? Oko za oko – odparł chłopak, wzruszając ramionami.
- A dupa za pieniądze, wstawaj! – zerwała kołdrę z łóżka.
- Doris – jęknął.
- Nie dorisuj mi tu teraz, tylko zbieraj dupę. Trening masz popołudniu.
- Znowu jesteś taka ostra i władcza, lubię to – wymruczał przyjmujący, podchodząc do dziewczyny. Złapał dłońmi za jej pośladki.
- Wiem, co ci chodzi po głowie, ale nie mamy czasu. Zresztą, zgłoś się jak zasłużysz – wytknęła język i poszła do kuchni.

~#~#~#~

Trening nie należał do najprzyjemniejszych pod względem atmosfery, bowiem w powietrzu wisiało przygnębienie. Radosław postawił na szczerość, analizę błędów i trochę słownej motywacji. Krzyk mógł pomóc w czasie meczu, ale nie teraz. Nie trzeba krzyczeć, żeby coś dotarło do głów zgromadzonych wokół niego.
Pozwolił się każdemu wypowiedzieć. Końcowa część treningu to była właściwie dyskusja. W końcu atmosfera zelżała, a wszyscy zostawili ciężar porażki za sobą.
- A gdzie Marta? – zainteresowali się w końcu brakiem pomocnicy ostatnich dni.
- Nie mam pojęcia. Miała iść do jakiejś fundacji, coś takiego…
Po chwili do sali wparowała szatynka, prowadząc za sobą kilkunastu maluchów. Dzieci niepewnie stanęły obok niej, bojąc się iść dalej.
- Kochani, chłopcy nie gryzą. Dajcie im rysunki, na pewno się ucieszą – zachęcała.
Niebawem każdy z siatkarzy został obdarowany malukiem ze swoją podobizną i nie tylko. Okazało się, że to podopieczni Domu Dziecka, a ich marzeniem było spotkanie z zespołem. Panasówna pomogła im je spełnić. Radość na drobnych twarzyczkach malowała się, widoczna gołym okiem. Jak może serce nie zmięknąć na taki widok? Dziewczyna cieszyła się szczęściem tych dzieci, wiedząc, że chociaż w mały sposób zmieniła ich nieszczęśliwy los. Każda pozytywna iskierka napawała nadzieją.

~#~#~#~

Te dzieci były takie kochane. Gdy tylko zjawiłam się w placówce, otoczyły mnie z każdej strony. Wyraziłam dyrektorce chęć pomocy, spędziłam z nimi trochę czasu, a potem uzgodniliśmy szczegóły wyjścia z zainteresowaną grupką. Wszystko szczęśliwie doszło do skutku, a zdjęciom, zabawom i wygłupom z siatkarzami nie było końca. Nawzajem sobie pomogli w trudnej sytuacji i poprawili nastroje. Jedni poznali mniej kolorowe sytuacje życiowe, a drudzy dowiedzieli się, że wszystko jest możliwe.
- Córciu, jestem pod wrażeniem.
Ojciec objął mnie ramieniem i patrzył na podopiecznych. Piotrek aktualnie robił wszystkim zdjęcia. Nie omieszkał sfotografować także nas. Potem odwdzięczyłam mu się sesją, gdy dopadło go kilkoro dzieci, wchodząc na kolana i ramiona. Nie miał z nimi szans. Posłusznie spełniał rolę drabinki do wspinania. Nawet przewoził na plecach co lżejsze maluchy.
Już nie wiedziałam, co o nim myśleć. Pocałunki, spędzanie wolnego czasu, jego zachowanie. Coraz częściej myślałam o tym wielkoludzie. Czy to wszystko znaczyło dla niego tyle samo, co dla mnie? W końcu pewnie miał dużo koleżanek, przyjaciółek. Kobiety niewątpliwie go lubiły.
W przyszłym tygodniu musiałam wracać do Krakowa na drugi semestr studiów. To tym bardziej komplikowało sprawę, jeśli faktycznie się zakochałam w zielonym szaleńcu. Wojtek miał chyba frajdę z obserwowania nas i próbowania zwęszenia czegoś więcej. Chciał się odwdzięczyć za swatanie? Pogroziłam mu palcem, gdy zaczął poruszać dziko brwiami i strzelać głupie miny.
- Dobrze ty się czujesz? – szturchnęłam go.
- Sprawcie sobie z Piterem takiego malucha, dobrze wam dzisiaj szło. Do twarzy wam – szczerzył się do mnie, jednocześnie niosąc na barana 5-letniego chłopca.
- Żarty to się ciebie trzymają.
- Przecież się w nim zakochałaś – oznajmił, a ja aż zesztywniałam.
Wpatrywałam się zszokowana w przyjmującego. Jak gdyby nigdy nic, uśmiechał się i zabawiał dzieci.
- Wydaje ci się. Niedługo wyjeżdżam. Mam dobrego znajomego Turka – próbowałam wybrnąć.
- Przecież on tak zabiega o twoją uwagę. Powiedz mu, co czujesz i już.
- Pewnie zawsze tak świruje przy dziewczynach – uśmiechnęłam się niemrawo.
Opiekunki powoli zbierały dzieci w grupkę, szykując je do powrotu. Pomogłam okiełznać małe stworki, które wracały z wycieczki zadowolone.

                                 ~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~


Nie przywiązujcie się moje drogie, bo długie nie będzie ;) Postawiłam na konkrety.
Jak wam się podoba akcja? :)

Tydzień temu zakończyłam swoje inne opowiadanie i chciałam podziękować za wszystkie komentarze zostawione pod ostatnim odcinkiem, bo prawie się przez was popłakałam. Naprawdę.
Tyle miłych słów, ciepła, podziękowań dla mnie. Nie mogę uwierzyć.
Największa nagroda dla mnie, że sprawiałam wam radość moim pisaniem. Dzięki serdecznie dzióbki :*

A w Krakowie dzisiaj pochmurno :( Od poniedziałku Martitta wyrusza na praktyki geologiczne z kompanem młotkiem ;)

A dzisiaj poznamy nowego Mistrza Polski :) Może nie całkiem nowego? :P

Pozdrawiam

piątek, 5 kwietnia 2013

Five players


                W dzień meczu decydującego o ich być albo nie być w play offach cała Urania zapełniła się kibicami. Pośród nielicznych z Bydgoszczy dominowały miejscowe barwy. Tym razem już od początku siedziałam obok Doroty. Nasze głosy wtapiały się w jeden wspólny krzyk zgromadzonych. Olsztynianie na brak wsparcia nie mogli narzekać.
Niestety Delecta nie przestraszyła się ścian sprzyjających gospodarzom. To przeciwnik grał lepiej, a mój ojciec wychodził z siebie. Na czasach starał się opanowywać, żeby jasno przekazywać komunikaty, ale nic nie poprawiała się w grze akademików.
Tak bardzo ściskałam za nich kciuki, aż paznokcie wbijały mi się w dłoń. Nic nie było ważniejsze niż chłopacy na boisku, coraz bardziej oddalający się od wygranej. W końcu stałyśmy przytulone z brunetką, koszulka z „16” z koszulką z „5”. To nie tak miało wyglądać.
Bałam się podejść do zespołu po przegranej 0:3. Dziękowali kibicom za doping, ale ich miny nie były najszczęśliwsze. Pozostała im walka o 9 miejsce. Nie wiedziałam, co zrobić. Dorota stała koło band, pocieszając Wojtka, bo właśnie tego teraz pewnie potrzebował najbardziej. Została z nim w tej złej chwili, a to świadczyło o niej jak najlepiej. Oby im wyszło. Będą udaną parą.
Piotrek siedział zgarbiony na płycie boiska, niby to się rozciągając, niby przeżywając rozegrany mecz. Fanki czekały na zawodników poza reklamami, a ja wiedziałam, że oni nie mają ochoty na żadne zdjęcia i podpisy. Stałam , patrzyłam na bruneta ze współczuciem. Gdybym tylko mogła coś zrobić.
Po chwili podniósł głowę, spoglądając prosto na mnie. Jego smutne oczy spowodowały, że coś ścisnęło mnie w środku. Podniósł się z parkietu, zbliżając w moją stronę. Ja tkwiłam jeszcze na schodkach między dolnymi sektorami. Ochroniarze pomogli środkowemu wydostać się poza boisko. Stanął stopień niżej ode mnie. Przytulił się tak, że brakło mi słów i prawie że oddechu.
Jego uczucia jakby przesiąkały we mnie. Rozumiałam go w tamtej chwili doskonale bez słów. Delikatnie głaskałam plecy siatkarza i głowę, którą wtulił w mój bark.
- Jestem totalnym looserem – wymruczał, nie zmieniając pozycji.
- Przestań tak mówić, a tym bardziej myśleć! W każdym meczu koś przegrywa, nawet w finale. Nie wy pierwsi, nie ostatni – mówiłam spokojnym tonem.
- Wiem, ale to tak potworne uczucie…
- Piotruś, jeszcze niejedno w życiu wygrasz, mówię ci.
W końcu lekko się wyprostował i spojrzał na mnie. Gładziłam dłonią jego twarz, równocześnie wpatrując się w jego oczy. Tonęłam w tej czekoladzie.
- Gdyby nie te tłumy, pocałowałbym  cię – szepnął, kompletnie mnie zaskakując.
- Chyba gdyby nie mój ojciec – uśmiechnęłam się lekko.
- Spędzisz ze mną ten wieczór? I zostaniesz do jutra? Potrzebuję cię – wyznał, oczekując odpowiedzi.
Miał taki błagalny, bezradny wyraz twarzy.
- Dobrze – odpowiedziałam, sama nie wiem kiedy, a on zniknął, udając się do szatni.
Zostałam sama z kilkunastoma parami oczu wlepionych we mnie. W powietrzu wciąż czułam jego zapach.

~#~#~#~

Po takich porażkach zostanie samemu ze sobą to chyba najgorsza rzecz, jaka mogła się trafić. Mecz i błędy trzeba było przeanalizować i przyjąć do siebie, ale nie roztrząsać kilka kolejnych dni.
Dlatego Piotrek chciał zabrać do siebie Martę, żeby mu pomogła zająć umysł czymś innym. W końcu wcześniej to o niej myślał najczęściej. Jeszcze nie był pewien, czy skradła mu serce, lecz wszystko wokół na to wskazywało.
- Co powiedziałaś Radkowi? – zerknął na dziewczynę podczas parkowania samochodu pod blokiem.
- Że idę na noc z pocieszaniem – odparła po prostu.
- A on?
- Nic. Powiedział, że jestem dorosła. No i żebym potem nie płakała – szatynka spojrzała w bok.
- Zapewniam, że nic takiego się nie stanie. Przepraszam za samolubność, przecież tacie też być się przydała – siatkarz poczuł wyrzuty sumienia względem trenera.
- Przecież wcześniej radził sobie beze mnie – podsumowała. – Nie mów mu, ale wolę się przytulać do ciebie.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem na te słowa. Nikt go teraz by bardziej nie pocieszył niż ona. Już mu było lepiej, bo wiedział, że jechała z nim dobrowolnie mimo wszystko i z chęcią.
Zaprowadził ją do swojego lokum, pozwalając jej rozejrzeć się po mieszkaniu. Sam wodził za nią wzrokiem, bo drugiej takiej kobiety z pewnością nie spotkał.
- Może zrobię coś do jedzenia? – spytała, wracając na kanapę.
- Martuś, pozwól się wykazać facetowi. I nie! Nie będzie to kebab – uprzedził wszelkie żarty z jej strony.
- Oj no, kurczę. Muszę wiedzieć, gdzie masz gaśnicę – zaśmiała się.
- Tak, a potem będziesz wołać jeszcze.
Widząc rumieniec towarzyszki, zorientował się, jak zabrzmiało to ostatnie zdanie. Błędem było wyobrażenie sobie ich w tej mniej przyzwoitek sytuacji. Napił się wody, żeby ochłonąć.

~#~#~#~

Pierwszy kęs nabrałam na widelec, uważnie patrząc na Piotrka. Moje kubeczki smakowe zostały rozpieszczone i zdobyte. Zapiekanka wyszła mu fantastyczna.
- Genialne – wykrztusiłam z pełną buzią, którą natychmiast zakryłam ręką. – Przepraszam.
- Nic nie szkodzi. Czuj się swobodnie – odparł wyraźnie ucieszony.
- Mogę jeszcze? – spytałam po opróżnieniu talerza.
- Oczywiście. Masz ochotę na wino?
- Hmm… Niech będzie. Tylko mnie nie wykorzystaj potem – zastrzegłam, znając moją śmiałość po alkoholu.
W głowie pojawiły się wspomnienia z imprezy spędzonej głównie u boku bruneta. Aż zaczęły mnie mrowić usta.
Dwa kieliszki stały na stoliku, wypełnione do połowy czerwonawym płynem. W szkle odbijało się światło telewizora. Dostawałam prawdziwych napadów śmiechu, oglądając występy kabaretów. Aż mi było wstyd, bo nie potrafiłam się zachować jak człowiek.
- Uwielbiam, gdy jesteś taka spontanicznie naturalna przy mnie.
Spojrzałam na niego. Gdzieś po policzkach skapnęło mi kilka łez od śmiechu. Na pewno wyglądałam strasznie, bo rozmazał mi się tusz i eyeliner.
- Momencik.
Przy pomocy chusteczek i wody próbowałam przywrócić się do porządku. Niespodziewanie w łazienkowym lustrze dojrzałam w drzwiach postać siatkarza. Opar się o ramę i przyglądał się moim poczynaniom, lekko rozbawiony.
- Możesz użyć mojego kremu, jeśli chcesz. Wiem, że tłustym lepiej schodzi – zaproponował.
Spojrzałam na niego niepewnie, aż w końcu podszedł i wcisnął mi tubkę w ręce.
- Nawet ładnie pachnie – mruknęłam, wcierając maź.
- Wiadomo. Bardzo dobrze wyglądasz i bez makijażu, więc nie wiem, po co się malujesz – podsumował i odszedł.
Przy oglądaniu jakiegoś psychologicznego horroru Haina naszło na przytulanie. Nie protestowałam, więc położył mi głowę na kolanach, rozkładając się na kanapie. Odruchowo pogłaskałam go po włosach. Obrócił twarz w moją stronę, patrząc jakoś tak poważnie. Cały czas przesuwałam powoli dłoń po czubku jego głowy, po chwili drugą przytykając do ciemnego policzka. Opuszkami palców delikatnie wodziłam po skórze środkowego, jednocześnie wpatrując się w jego oczy. On również na mnie patrzył, bardzo przenikliwie.
Ciszę w pomieszczeniu przerywały tylko krzyki aktorów w filmie. Nie ma to jak przeżywać całkiem romantyczną chwilę, podczas gdy na ekranie duch wykańcza domowników.
- Dziękuję, że zostałaś – powiedział cicho.
- Nie mogłam cię zostawić. Gdy cię widziałam, to aż mnie serce bolało – przyznałam podobnym tonem.
- Ujmuję twoje serce?
- Nie wysnuwałabym takich hucznych wniosków – uśmiechnęłam się złośliwie.
- Myślę, że nie skończyliśmy lekcji, wtedy na balkonie – wymruczał, podnosząc się lekko i równocześnie zbliżając się do mojej twarzy.
- Myślałam, że pokazałeś mi, co trzeba – odparłam, wbijając się w kanapę.
- Chyba jednak o czymś zapomniałem…
Poczułam się kompletnie obezwładniona pod dotykiem jego ust. Ponownie. Zabierał mnie w nieznaną dotąd krainę. Całe moje ciało lgnęło do niego, tak bardzo pragnęło zadawanych przez niego pieszczot. Żarliwie odwzajemniałam pocałunek, więcej czując niż myśląc. Chciałam, żeby nigdy nie przestawał. Dłonie wplatał w moje włosy albo gładził nimi moją szyję.
Trzymał mnie blisko przy sobie, z czego byłam zadowolona. Powoli kanapa stawała się niewygodna, więc niespodziewanie pociągnął mnie do sypialni. Ostrożnie stawiałam każdy krok, bowiem dalej nie odkleiliśmy od siebie naszych warg. Nie poznawałam samej siebie.

~#~#~#~

Wojtek lekko chwiejnym krokiem dał się zaprowadzić do łóżka. Dorota okazała się równym przeciwnikiem w opróżnianiu półlitrowej butelki wódki. Zaskoczony był jej zgodą na wspólne picie. W dodatku znów siedzieli u niej.
- A ty gdzie będziesz spała? – spytał, widząc, że brunetka chciała odejść.
- Na innym łóżku – odparła rozbawiona.
- Co ty, zmieścimy się tutaj, a jak milutko i cieplutko będzie we dwójkę – przekonywał blondyn.
- Taaak, nie wątpię. Tymczasem dobranoc – próbowała się pożegnać, przykrywając go kołdrą.
- Chodź do mnie i nie marudź!
- Feru!
Przyjmujący pociągnął dziewczynę za rękę, powodując jej upadek na niego. Wyszczerzony lekko ją objął i ułożył obok siebie. Dorota nie miała szans protestować, więc poprawiła tylko swoją koszulkę na noc. Po paru minutach siatkarz przytulił się do jej brzucha z wielkim bananem na twarzy.
- Mówiłem, że milutko? – wymruczał, szczelnie otulając ją w pasie rękami.
Ona westchnęła tylko, przymykając oczy, bo nie mogła powiedzieć, że nie było jej miło. Właśnie wręcz przeciwnie.

~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~

Witam ponownie ;) Trochę się mi wydłużyła nieobecność, ale tak to już jest.
Odcinki wszystkie w zeszycie, opowiadania napisane od dawna do końca, więc bez obaw ;)
Serdecznie dziękuję, tym którzy nie opuszczą mnie tutaj :)
Bardzo jestem związana emocjonalnie z tym opowiadaniem, więc mam wielki sentyment do niego. To taka moja wersja historii z kimś, która się nigdy nie zdarzy. Także, do następnego ;)

Pozdrawiam