piątek, 5 lipca 2013

Happy Birthday Dorota



Znudzona siedziała w swoim pokoju, słuchając ukochanej playlisty. Mimo, iż obchodziła 20 urodziny, wcale nie miała planów na wieczór. Znajomi rozjechali się po świecie na wakacyjne podróże, nim ona zdążyła zaprosić ich na swoją imprezę. Mogliby pamiętać, sami z siebie wcześniej. Czasem nie warto było oczekiwać zbyt wiele od ludzi.
W zamrażalce czekało pudełko ulubionych lodów brunetki, a w lodówce chłodził się mini-szampan. Dorota westchnęła sama do siebie, przeglądając listę filmów, by wybrać coś dla siebie na wieczór. Gdy zagłębiła się w jeden z opisów akcji, ktoś zadzwonił do drzwi.
- Eee…?
Zszokowana spoglądała na gości. Na klatce stały dwa wyszczerzone wielkoludy, które natychmiast władowały się do środka.
- Szykuj się mała, idziemy na imprezę – rzucił środkowy.
- Chyba jednak nie. Nie wiem, co wam się zrodziło w waszych chorych główkach, ale ja nigdzie się nie ruszam. Możecie wracać do siebie – zaprotestowała.
- Doris, ja cię proszę. Przyjechaliśmy tu specjalnie dlatego, iż nasza urocza poczwarka  ma urodziny i staje się coraz smaczniejszym kąskiem dla samców. Musimy cię chronić!
Amerykanin trzymał ją za ramiona i przemawiał jak najbardziej poważnym tonem. Spoglądała w jego brązowe tęczówki, czekając aż nie da rady utrzymać tej srogiej miny.
- Paul, nie jestem żadną poczwarą! – warknęła. – I wolałabym się przespać z tymi samcami niż z którymkolwiek z was!
- Ej, ej, spokojnie. Po co te nerwy. Przecież ma być miło – Wrona próbował załagodzić sytuację. – Na pewno nie masz ochoty na urodzinowy melanż z dwoma największymi ciachami Plusligii?
- Co? Hahaha. Dobre sobie. Ciachem to co najwyżej może być Winiar, a nie wy, przepiórki – wybuchła śmiechem.
- Stop. Zaraz się obrazimy i sobie wyjedziemy.
- Najpiękniejsi może nie jesteście, ale najbrzydsi też nie – rzuciła, klepiąc obu po ramionach. – Mogę ubrać dekolt? – krzyknęła już z sypialni.
- A dasz pomacać?
Nie wiedziała, jak tych dwóch zgadało się na dzisiaj, ale nawet im ten pomysł się udał. Nie poszli do klubu. Łazili po wszystkich klubach jakich się dało! Gdy ostatni okazał się lokalem dla gejów, wypadli z niego w trójkę ze śmiechem.
- Zupełnie nie rozumiem, Lotman, dlaczego nie chciałeś podać mu swojego numeru – zachichotała, przypominając sytuację sprzed paru minut.
- Taka przystojna partia może ci się już nie trafić – kontynuował Andrzej.
- Leczcie się, naprawdę.
Obrażony brunet pomaszerował żwawo do siebie. Para goniła go dobre kilka minut, zanim łaskawie się zatrzymał.
- Nie gniewaj się, kochany – buziak w policzek od dziewczyny, potrafił zdziałać cuda.
- Skoro tak się ma sytuacja… To wbijamy teraz tu! – ożywił się przyjmujący i wciągnął towarzyszy do kolejnego głośnego, kolorowego miejsca.
- Ja też dostanę buzi? – spytał zielonooki.
- Chyba w czoło, Gawronie – mrugnęła do niego, przeciskając się przez tłum.
Po chwili stanęła jak wryta. Przy stolikach zajmowanych w większości przez samych mężczyzn zamontowane były… rury. Tańczyły na nich roznegliżowane tancerki. Trafili do klubu go-go!
- O nie, ja tu nie zostanę ani minuty dłużej – zaprotestowała solenizantka.
Siatkarze za to stali wpatrzeni jak ciele w malowane wrota. Westchnęła głęboko, przewracając oczyma.
- Nie widzieliście nigdy gołej baby? – jęknęła.
- Jakoś tak się ostatnio złożyło, że nie było okazji – wymruczeli.
- Błagam was, idźmy stąd. Zatańczę wam w mieszkaniu, jeśli chcecie, ale wracajmy już – rzuciła zdesperowana.
- Nie śmiemy odmówić.

Wtoczyli się do salonu lekko chwiejnym krokiem. Każde z nich miało pewną ilość alkoholu w krwiobiegu.
- Rozumiem że wy i wasze odwłoki chcecie tu nocować? – spytała brunetka.
- Jeśli byłabyś tak kochana i nas przygarnęła. Słyszeliśmy, że masz duże łóżko – zagaił Amerykanin.
- Marzyciele. Chyba nie sądzicie, że was wpuszczę pod swoją kołdrę?
- Helo, przecież miałaś nam zatańczyć – przypomniał sobie Wrona.
- Przykro mi, rury brak. Dobranoc – rzuciła się szybko w stronę drzwi do swojej sypialni.
- Nie tak szybko, moja panno – coś przygniotło ją do zimnej ściany.
Dorota podniosła głowę do góry i napotkała twarz o ciemnej karnacji. Powoli zniżył się do niej, by skraść oniemiałej dziewczynie całusa.
- Mmm – zdążyła wymruczeć podczas połączenia ich ust.
- Łośman, nie bałamuć jej tam!  A przynajmniej nie sam!
Po chwili dwa siatkarskie ramiona zaprowadziły ją do pokoju. Niepewnie stanęła przy łóżku, sama nie wiedząc, czego się po zawodnikach spodziewać.
- Dorotko, to ja będzie z tym tańcem? My byśmy bardzo chcieli zobaczyć to i owo, a po co nam obce baby, skoro taka piękność u boku? – bajerował środkowy, próbując ściągnąć z niej koszulkę.
Spodobał jej się jego zarost drażniący policzki. Zanurzyła rękę w jego włosach, by przybliżyć jego twarz do siebie. Szybko odczytał intencje przyjaciółki i sam zainicjował pocałunek. Ktoś za nimi fuknął cicho.
- Dobra panowie. Siadajcie wygodnie, przygotujcie pieniądze. Tak wam zatańczę, że postawicie namioty – zaśmiała się, przybierając ponętną pozę.
Ze swojego telefonu puściła jedną z ulubionych piosenek, która miała ułatwić jej występ. Drinki dodały jej odwagi, gdyż kompletnie nie poczuła skrępowania, zrzucając z siebie pewne elementy ubioru. Dwie pary oczu świdrowały na wylot jej ciało, odziane w pewnym momencie w samą bieliznę. Ośmieliła się nawet podejść do nich i usiąść każdemu po kolei na kolanach.
Westchnęła czując dłonie Andrzeja na swoich piersiach, a potem na zapinaniu od stanika. W końcu doprowadził do tego, że pieścił jej nagi biust, a ona kompletnie straciła rozum. Mogła tylko oddychać szybko, pojękując cicho. Doznania nasiliły się, gdy druga para męskich rąk spoczęła na jej ciele. Nie miała siły protestować. W końcu nieśli jej przyjemność.
- Nie możemy… - wyrwało się brunetce, gdy zaczęli prowadzić ją w stronę łóżka.
- Możemy, możemy. Dla nas to nie problem. Podzielimy się tobą – Lotman zsunął swoją dłoń pod jej majtki.
W odpowiedz jęknęła przeciągle i zacisnęła uda na jego ręce. On niestrudzenie badał palcami jej kobiecość, doprowadzając ją do niesłychanej rozkoszy. W końcu pozbyli się jej zbędnych majtek, przy okazji nie zapominając o swoim odzieniu. Dorota przejechała dłońmi po ich klatkach piersiowych, nasłuchując pomruków zadowolenia, które przybrały na sile wraz z ruchem w dół jej rąk. Tak niewiele im trzeba było do szczęścia.
Jedne męskie usta stapiały się z jej wargami, a drugie znajdowały się między jej nogami. Oba języki wdzierały się w jej wnętrze, a dziewczyna powoli traciła świadomość. W najśmielszych snach, nie przypuszczała, że dojdzie do takiej sytuacji.
Dwóch kochanków naraz chyba przekładało się na ilość przeżytych orgazmów. Nie zamierzali zamęczyć jej na śmierć. Każdy znalazł sposób, by zaspokoić pragnienia, zachowując przy tym przeżywanie nieopisanej przyjemności. Technikę kochania się każdy miał inną, ale nie uznawała żadnej za gorszą. Doskonale wyczuwała, kiedy się zmieniają i rozpoznawała, który tym razem postanowił ją wypełniać.

###

                Przeciągnęła się leniwie, podnosząc się na łóżku. Z innej części mieszkania dobiegały mało zrozumiałe głosy. Brunetka dostrzegła na zegarku godzinę dziewiątą. Z wielką chęcią przymknęłaby powieki jeszcze na chwilę i oddała się błogiemu lenistwu.
Promienie słońca swobodnie panoszyły się po pomieszczeniu, nie napotykając przeszkody w podciągniętej rolecie. Kryształki, zawieszone przy karniszu z firanką, dawały tęczowe błyski na ścianie. Kobieta wciągnęła w nozdrza zapach dochodzący zapewne z kuchni.
- Mamo, a tatuś robi bałagan w kuchni – niespodziewanie w drzwiach zjawiła się mała dziewczynka.
- Ale jak to, słoneczko?
- Mówiłem ci, ty żmijo mała, żebyś oglądała bajkę – syknął siatkarz, goniąc córkę. – O, cześć kochanie.
- Ktoś mi powie, o co tu chodzi? – zdezorientowana przypatrywała się rodzinie.
- To ja pójdę na tą bajkę!
Tupot małych stóp poniósł się po mieszkaniu, a para została sam na sam. Przyjmujący podszedł do łóżka, przysiadając z boku. Uśmiechnięty spojrzał na ukochaną.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Dorciu.
Ostrożnie ucałował jej usta, powoli delektując się słodyczą pocałunku. Pieszczoty przeniesione w okolice szyi i obojczyka spowodowały pomruk zadowolenia małżonki.
- Dziękuję, Miśku. Powiedz, że nie zdemolowałeś kuchni?
- Skąd. Ubierz się ze spokojem i zapraszam na śniadanie – odparł tajemniczo brunet.
Na stole zastała dekoracyjną serwetkę i przystrojone dla niej miejsce. Kilka kanapek w kształcie serca, sok z kolorową słomką oraz czekoladowa muffinka ze świeczką utkniętą na jej czubku. Obok krzesła stała Kamilka z laurką w ręce, nerwowo przebierająca nóżkami. Dorocie zebrały się łzy w oczach, widząc to wszystko. Oni tak się starali, a to wszystko z okazji jej urodzin. Równie dobrze mogliby zapomnieć, ale to nie było w ich stylu.
- Jesteście kochani – utonęła w uścisku dziewczynki.
Przytuliła pociechę do siebie z całej siły. Nieopisane uczucie, gdy ktoś kogo kochasz od pierwszych chwil spędzonych w twoim brzuchu, odwdzięcza ci się tak samo silnym uczuciem.  Razem z Michałem stworzyli swój mały promyk słońca i życie nabrało zupełnie innego sensu.
Na to wszystko dołączyły silne ramiona mężczyzny, tulącego dwie najważniejsze kobiety w swoim życiu. Czuł się spełnionym ojcem, chociaż nie powiedziałby złego słowa na kolejne maleństwo. Zamierzał cieszyć się z tego, co dostał od losu i tego, co przyjdzie z czasem.
- Wieczorem Kamę zabierają moi rodzice – szepnął mężczyzna.
- Doprawdy? A my co wtedy będziemy robić?
- Będziesz mogła wykorzystać swój prezent – wcisnął w jej ręce średniej wielkości torebeczkę.
- Nie musiałeś – odparła małżonka, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Winiarski, ty zboczeńcu! – poniosło się po mieszkaniu.
Dorota w łazience rozpakowała prezent, szykując się na przymiarkę. W jej dłoniach leżał komplet bardzo skąpej bielizny w czarnym kolorze. Pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Co się stało, kurczaczku? – usłyszała pod samymi drzwiami.
- Nie spytam, kiedy i gdzie to kupiłeś.
- Nie podoba ci się? Tak się starałem. Sam wybrałem! – ekscytował się siatkarz.
- Nie wątpię – zaśmiała się kobieta. – Co ja mam z tym zrobić?
- Jak to, co? Przymierzyć i zjawić się na kolacji, bo podaję do łóżka.
Faktycznie, nie żartował. W momencie, gdy brunetka niepewnie uchyliła drzwi łazienkowe, on zjawił się w progu z tacą pełną przysmaków. Widziała, jak zaświeciły mu się oczy, a na usta wpełzł kokieteryjny uśmieszek.
- W takim wypadku to ja chyba mam zbyt dużo na sobie – zażartował, odkładając jedzenie na nocny stolik.
- Da się to załatwić – odparła jego żona, podchodząc do niego i przytulając się od tyłu. Masując dłońmi jego tors, jednocześnie ściągnęła mu koszulkę. Masowała jego plecy, barki, brzuch, a on cierpliwie przyjmował te czułe gesty. W końcu odwrócił ją przodem do siebie i wpił zachłannie w usta. W tym momencie rozległy się dwa sygnały przychodzącej wiadomości.
- Zaraz wracam – rzuciła kobieta, udając się w stronę swojego telefonu.

„Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Oby okazały się prawie tak samo miłe, jak te 4 lata temu. Może mąż podoła :P Szalej kochana :*. Paul.”

„Najpiękniejszej solenizantce chciałbym życzyć kolejnych szalonych lat ze starą ekipą, szczęścia, pociechy z córeczki oraz powstrzymania się od zdrady męża, gdy się spotkamy ;) Twój Endriu :*

Roześmiała się w głos. Zainteresowany tym zachowaniem Michał, podszedł do niej.
- Co się dzieje?
- Życzenia od chłopaków.  Zdaje się, że coś nam przerwali, hmm? – zacisnęła dłoń na pośladku przyjmującego.
- Chyba jedzenie.
Musiała przyznać. Tamtych urodzin nic nie było w stanie przebić i zapamięta je do końca życia. Jednak teraz miała Michała, stanowili szczęśliwą rodzinę i ani myślała o przygodach na boku. Wystarcza jej jeden mężczyzna. Ten właśnie, który smarował jej dekolt i swoją klatkę piersiową czekoladą, wkładał czereśnie za uszy i serwował kawałki owoców prosto do ust.
- Ty mój  kucharzu – dźgnęła go między żebra.
- Podobno jesteś głodna – poruszył brwiami.
- Tak, więc inne części ciała też będziesz musiał zaserwować.
Oblizała wargi językiem, uważnie spoglądając mu w oczy, nim dotknęła jego skóry. Wzdrygnął się lekko pod wpływem jej pieszczot. Dzisiaj zamierzał pozwolić jej na wszystko, na co najdzie ją ochota. W końcu miała swoje święto.
- Michał!

Uwielbiał, gdy widział na jej twarzy wyraz zadowolenia, gdy krzyczała z rozkoszy jego imię. Tylko on miał prawo doprowadzać ją do takiego stanu. Kochał się z nią pół nocy, aż oboje nie opadli z sił. Nie raz w wyobraźni obraz jej twarzy z włosami smagającymi go po skórze, poruszającej się miarowo w harmonii z jego ruchami, będzie mu towarzyszył podczas samotnych nocy wyjazdowych.

##################

Titto,
tym oto powyższym tekstem
chciałam ci złożyć najwspanialsze życzenia urodzinowe :* Spełnienia marzeń :)

niedziela, 26 maja 2013

Nine players

                Wysiadłyśmy z pociągu, a ja zaczęłam się rozglądać po peronie. Nie mogłam nigdzie dojrzeć rodziciela. Zamiast niego podszedł do nas ktoś, kogo najmniej się tu spodziewałam. Odwróciłam się do Ady z przerażonym wzrokiem.
- Cześć dziewczyny – usłyszałam znajomy głos obok.
- Cześć – odpowiedziałam szatynowi, unikając spojrzenia na jego kolegę.
- Jestem Adrianna. Mówcie mi Ada.
Brunetka uścisnęła dłoń siatkarzom, poznając ich imiona. Zastanawiałam się, czy olsztyński atakujący przypadł jej do gustu. Po jej uśmiechu i wypytywaniu go o podstawowe informacje, stwierdziłam, że tak. Szatyn zabrał jej walizkę i ruszyli do przodu.
Chwyciłam rączkę swojego bagażu, czując po chwili dłoń bruneta. Podniosłam w końcu na niego wzrok.
- Pomogę ci – powiedział.
Nie miałam ochoty się z nim szarpać, więc odpuściłam, powoli idąc za dwójką z przodu.
- Jak podróż? – zapytał Piotr, przerywając milczenie.
- Dobrze. Daleko do hotelu? -  trzymałam się neutralnych tematów.
- Nie, ani nie dziesięć minut. Co na uczelni? – wypytywał uparcie.
- Chyba w porządku. Nie musisz udawać, że cię to interesuje.
- Nic nie udaję. Rozmawiam z tobą, bo mam ochotę – odparł.
Zamilkłam, nie wiedząc, do czego zmierza ta rozmowa. Pewnie przekabacił mojego ojca, żeby mógł tu przyjść zamiast niego. Nawet towarzystwo dla mojej przyjaciółki załatwił.
- Marta, nie ignoruj mnie. Przepraszam cię za tamto kłamstwo. Co mogę zrobić, żebyś mi wybaczyła?
- Nic. Trzeba było myśleć wcześniej – mruknęłam.
Próbował złapać mnie za rękę, ale przyśpieszyłam gwałtownie.
- Tamte dwa tygodnie to było coś fantastycznego. Przyjechałaś i zaczarowałaś wszystko w koło.
Zatrzymał mnie ręką za ramię.
- Tak zaczarowałam, aż zapomniałeś o swojej dziewczynie. Gdybyś mi powiedział, że kogoś masz… Zupełnie inaczej by to wyglądało.
- Nie byłabyś wtedy dla mnie taka. Nie chciałabyś, żebym cię uczył się całować. Nie zbliżyłabyś się.
Nie odwróciłam się do niego. Stał za mną z głową pochyloną przy mojej głowie. Wystarczyło, że widziałam to w wyobraźni. Serce strasznie mi łomotało.
- Piotrek, nie interesuję się zajętymi facetami – strąciłam jego rękę, ruszając do przodu.

Drużyna z Warmii i Mazur powitała nas bardzo serdecznie. Nasz pokój na szczęście znajdował się na innym piętrze niż koczowała zielona ekipa. Ojciec oczywiście wykręcił się od odpowiedzi na pytanie o numer z odbieraniem. Zostawiłam to bez komentarza.
Chciałam iść odpocząć, odświeżyć się, ale jak mogłam pomyśleć, że zostanę sama? Jednak tym razem to Ferens za mną człapał.
- Ty też chcesz wybaczenia? Nie jestem Matką Teresą – uprzedziłam.
- Nie przepadałem za Klaudią i chciałem, żeby miał kogoś normalnego. Tak bardzo pasujecie do siebie. Przepraszam.
- I teraz mam ci niby wybaczyć? Oj Wojtek… - westchnęłam, spoglądając za siebie wprost na niego.
- Wszyscy wam kibicowali – odparł z delikatnym uśmiechem.
- Jak widać, nie było czemu.
Zatrzymaliśmy się pod drzwiami, za którymi podobno znajdowało się moje lokum. Siatkarz odstawił moją walizkę na ziemię. Patrzył na mnie lekko ucieszony.
- Coś nie tak?
- Chciałaś, żeby ci mówić prawdę, nie? – spytał blondyn.
- Tak…
- On z nią zerwał. Piter jest już wolny – powiedział i szybko zbiegł z powrotem na dół.

~#~#~#~

                Czy Bartosz ją oczarował? Zdecydowanie sprawiał dobre wrażenie i uśmiechał się tak szczerze.
- Studiujesz razem z Martą? – spytał chłopak.
- Łączy nas tylko uczelnia. Nie przepadam za tak ścisłymi kierunkami. Mimo wszystko zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić – odpowiedziała brunetka.
- Ja tylko taki ciekawski jestem. Nic złego nie miałem na myśli – uniósł dłonie w geście obronnym.
- To ty mi tu opowiadaj, bo ja jestem zielona w temacie.
Po chwili oboje śmiali się z trafnego doboru jej słów.
- Akurat dobrze się składa z tym kolorem.
Udało im się nawiązać kontakt tak, że mało im było rozmów ze sobą. Kompletnie nie zauważyli, iż Marta z Piotrkiem zostali z tyłu, a potem w hotelu wszyscy się rozeszli. Ada tymczasem dostała zaproszenie do pokoju Krzyśka oraz na trening.
- Marta też idzie? – atakujący kiwnął głową w stronę drzwi.
- Nie wiem. Nic mi nie mówiła – dziewczyna wzruszyła bezradnie ramionami.
- To nie moja rzecz i nie zamierzam być wścibski, ale… Coś się zdarzyło pomiędzy nią a Hainem, co? Nic mi nie wyjaśnił. Nie lubię czegoś nie wiedzieć, zwłaszcza czegoś w co się mnie wplątało - szatyn oparł się o ścianę.
- Chodzi o to, że nie powinno się nic stać, bo on ma dziewczynę – zaczęła niepewnie Adrianna, nie chcąc wyjawić zbyt dużo.
- O Boże, ten pajac jej tego nie powiedział, prawda? Co za idiota. A miałem wrażenie, że traktuje Martę inaczej niż poprzednie. Aż z wrażenia zapomniał o swojej obecnej  - po korytarzu poniosło się prychnięcie chłopaka. Pokręcił głową z dezaprobatą.
- Ja ci tego nie powiedziałam – zastrzegła jego towarzyszka.
- Bez obaw. Jakby coś, to ja jestem wolny. W stu procentach – wyszczerzył zęby w uśmiechu na pożegnanie. – Do zobaczenia za godzinę u mnie. Może zdążę posprzątać. Pamiętaj, nr 27.
Brunetka uśmiechnęła się do jego oddalających się pleców. Po zaledwie kilku godzinach wiedziała o nim dużo, nie tylko na podstawie jego wyznań. Traktował ją jak dobrą znajomą. Adzie w sumie odpowiadała ta komitywa, więc tylko niecierpliwie czekała na dalsze wrażenia.
- Wiesz, czego się dowiedziałam? – padło ciche pytanie spod okna.
- Nie, czego?
- On z nią zerwał. Czuję się okropnie, jeśli to przeze mnie – wyjąkała szatynka.
Stała wpatrzona w widok za oknem na kilka blokowisk urozmaiconych sklepami i pojedynczymi drzewami. Przyjaciółka podeszła do niej i przytuliła ją od tyłu.
- Kochanie, to jego decyzja, co zrobił. Może pomyśl o tym w ten sposób, że dla ciebie?
Marta odwróciła głowę, żeby spojrzeć na Adriannę. Niebieskie, zaszklone łzami oczy wyrażały niedowierzanie.
- Przecież cię przeprosił. Chyba mu zależy – uśmiechnęła się brunetka.
- Nie ufam mu już. Nie będę potrafiła udawać, że nic się nie stało.
- A bez niego będziesz szczęśliwa? – zapytała prosto z mostu ciemnooka. – Przecież wpadłaś po uszy, łosiu.

~#~#~#~

Bezradność to dobre słowo na określenie stanu środkowego. Nie potrafił dotrzeć do Panasówny na tyle, by odzyskać stracone relacje. Tęsknił za Martą, która się do niego uśmiechała, przytulała i potrzebowała opiekuna. Był gotów dać jej to wszystko, gdyby mu wybaczyła.
Przecież tylko na widok szatynki przyspieszało jego serce, a ciało rwało się, by być jak najbliżej jej ciała. Doskonale pamiętał to uczucie, gdy nieporadnie próbowała naśladować ruchy jego ust, załapywała, o co chodzi i zaskakiwała go zachłannością. Piotr był przekonany, że żadna inna dziewczyna nie przyprawiłaby go o takie emocje.
Brunet schował dumę do kieszeni, udając się ponownie do swojego szkoleniowca. Chyba tylko on mógł mu pomóc w takiej beznadziejnej sytuacji.
- Czy ja wyglądam, jakbym chciał, żebyś był moim zięciem? – siwowłosy spojrzał powątpiewająco w kierunku zawodnika.
Hain siedział przed nim przygnębiony, zdenerwowany oraz z milionem innych emocji do niego niepodobnych.
- Trenerze, kto tu mówi o ślubie od razu. Nie, żebym nie chciał… - zreflektował się od razu.
Radek cały czas obserwował go z groźnym wyrazem twarzy.
- Niestety nie miałem kursu doradcy miłosnego. To moja córka, nie mogę spiskować za jej plecami.

Olsztyn wygrał kolejny mecz, a Piotrek ucieszył się, widząc radosną twarz szatynki w jego koszulce. Ubrała. Może i zmusiła ją do tego przyjaciółka, ale ubrała. Cała drużyna przybijała piątki z klubem kibica. Wszyscy świetnie się spisali na terenie przeciwnika.
Wieczorem środkowy zapukał do drzwi pokoju 135. Nerwowo wystukiwał palcami rytm o ścianę. Już przestraszył się, że nikogo nie zastał, ale po chwili ujrzał głowę Ady.
- A pan do kogo? – założyła ręce na klatkę piersiową.
- Zastałem Martę?
- A zastał pan. Co w związku z tym? – brunetka zdecydowanie nie zamierzała mu ułatwiać.
- Prosiłbym o przekazanie jej tego.

~#~#~#~

Przemierzałam pokój wzdłuż i wszerz, analizując w głowie zaistniałą sytuację. Adrianna leżała na łóżku wraz z laptopem, kręcąc tylko głową z politowaniem. Phi.
Biała margaretka stała już  w wazoniku z wodą. Musiałam odkurzyć i umyć znalezione naczynie, by nadawało się do użytku. Kolejny kwiat do kolekcji. Od niego. Tym razem bilecik również ozdabiała zwięzła informacja. Co mogło oznaczać „Ubierz się ciepło. 21:00. Szczyt schodów.”
- Idź. Nie ma nad czym się zastanawiać. Wrócić zawsze możesz.
- Ok.
Już z półpiętra dostrzegłam Haina czekającego w ciemności. Chyba miał zamknięte oczy.
- Jestem – oznajmiłam cicho.
Miałam dziwne przeczucie, że nie mamy prawa tu przebywać.
- Cieszę się, bardzo – ocknął się i zbliżył do drabinki na dach.
- Jesteś pewien? – spytałam powątpiewająco, gdy siłował się z włazem.
- Przecież po coś kazałem ci ubrać płaszcz.
Rozgwieżdżone niebo nad nami, a przed nami mieszkalne zabudowania Częstochowy. Pomimo niskiej temperatury, fantastyczny widok.
- Jednak było warto – przyznałam, przyciupując na murku.
- To dobrze. Teraz czas, żebyś mi zaufała – odparł brązowooki tajemniczo.
Podszedł do krawędzi budynku i zachęcił mnie do tego samego. Ostrożnie stanęłam ciut dalej niż on.
- Co ty wymyśliłeś? – spoglądałam nerwowo to na jego ciemną twarz to w dół.
- Stań na krawędzi.
- Dobrze się czujesz?- otrzymał spojrzenie, jakby był wariatem.
- Będę cię trzymać. Spróbuj – przekonywał.
Moje buty wystawały centymetr za krawędź dachu budynku. Opanowywałam emocje, które szalały wewnątrz mnie. Jeden zły ruch i mogłam pożegnać się z życiem. Albo i nie. Silne męskie dłonie trzymały mnie w pasie, zapewniając pozorne bezpieczeństwo. Ostrożnie rozłożyłam ręce na boki. Mroźny wiatr szczypał moje policzki i hulał gdzieś dalej w przestworza.
Kompletna cisza pozwoliła mi wniknąć w ten krajobraz więcej niż ciałem.  Jakbym ja była częścią budynku tkwiącego tu od lat, znoszącego wszystkie humory pogody. Stoicka, niewzruszona, trwająca. Nie, posiadałam serce, wyrywające się do tego, który stał za mną. Komu innemu pozwoliłabym brać odpowiedzialność za nas dwoje? Nieświadomie skradł mnie całą.
Niespodziewanie zadrgało mi lewe kolano. Moja noga się lekko ugięła, a ja poczułam jak tracę równowagę. Zamiast spaść w dół zostałam szarpnięta ostro w tył.
- Zwariowałaś?! – prawie wykrzyczał brunet, szczelnie zamykając mnie w swoim uścisku.
Czułam jego serce łomocące w klatce piersiowej. Tulił mnie do siebie długo i mocno, głaszcząc ręką po włosach.
- Chcę cię mieć obok, a nie zeskrobywać z asfaltu – wyszeptał.

~#~#~#~

                Szatynka na ostatnią chwilę wpadła do autobusu. Wstyd się było spóźnić na zajęcia na godzinę 13. Z racji tej pory wśród pasażerów już dało się zauważyć kobiety z kwiatkami w rękach. Takie widoki wszem i wobec oznajmiały – 8 marca.
Marta westchnęła tylko, widząc kolejnych mężczyzn spieszących do ukochanych z podarkami. O ironio, sama ubrała dzisiaj wyjątkowo sukienkę. Weszła jak gdyby nigdy nic do hallu, podążając do windy. Pod salą wykładową kilku kolegów złożyło jej życzenia, ktoś rozdał cukierki.
Siedziały z Anią i innymi, zawzięcie notując wszystko, co wydawało się  ważne w temacie geofizyki. Po jakimś czasie pani profesor zażyczyła sobie pół godziny przerwy, więc wszyscy wylegli na korytarz w kierunku automatu do kawy.
- Wiem, że ty nie pijesz, ale chodź ze mną – Aśka pociągnęła dziewczynę za rękę.
Szatynka gawędziła sobie z towarzystwem swojej grupy, zaśmiewając się raz po raz.
- Łooo, a to co za przystojniak? – wypaliła Martyna, ale nie ona jedna zainteresowała się przybyszem.
Brunet rozglądał się po obecnych na korytarzu, trzymając w dłoni trzy długie czerwone gradiole przewiązane złotą wstążką. Uśmiechnął się , w końcu rozpoznając Panasównę. Podczas gdy wiele dziewczyn śledziło jego kroki, środkowy zbliżył się do Marty. Stała tyłem, więc delikatnie trącił jej ramię.
- Mógłbym przeszkodzić na chwilkę?
Myślała, że się przesłyszała i dlatego po odwróceniu zrobiła wielkie oczy. Hain z krwi i kości stał obok.
- Co ty tu robisz? – spytała.
- Przyjechałem dać prezent najwspanialszej kobiecie – odparł z uśmiechem i wręczył mini bukiet. – Proszę, zaliczka.
Kompletnie oniemiała. Że niby przyjechał tu z Olsztyna? Dla niej? Wpatrywała się w jego czekoladowe oczy, przypominając sobie wszystkie chwile z ferii. Poczęstował jej koleżanki cukierkami, oczywiście oczarowując wszystkie po kolei, a jednak to na Panasównę zerkał ze swoim uśmiechem nie do podrobienia.
- Dziękuję – wykrztusiła  po chwili, przytulając się do chłopaka.
Tak bardzo odmienił ten dzień, przysporzył tyle radości. Dokładnie wtedy, kiedy tego potrzebowała. Pewnie czekały ją w poniedziałek setki pytań od koleżanek, ale teraz chciała się skoncentrować na tym, kto obejmował ją na środku korytarza. Bez względu na to, kto się dowie i kto coś powie.
Przesiedział z nią resztę wykładu, a Marta nie mogła za bardzo skupić się na słowach prowadzącej. Na szczęście wypuściła ich przed czasem. Piotrek zabrał od niej torbę, prowadząc do swojego samochodu. Gdy wokół nich nie było tylu ludzi, chwycił ją ostrożnie za rękę. Ku jego zaskoczeniu, szatynka oparła go o maskę i pocałowała z Nienacka. Pochylił się, by było jej łatwiej sięgać do jego ust.
- Przepraszam – zreflektowała się po chwili.
- Mi się tam całkiem podobała taka władcza Marta.
Spojrzała na niego z pół kokietującym, pół niewinnym uśmiechem, aż mu się zrobiło gorąco. Czym prędzej otworzył jej drzwi. Jechali ulicami Krakowa, przystając co jakiś czas na światłach.
- Zakochałam się wtedy w tobie. Chciałam wszystko powiedzieć, zaciągnąć się do łóżka, ale… Spotkałam ją – powiedziała nagle cicho dziewczyna, gdy on parkował samochód.
- Martuś. Co byś zrobiła, gdybym powiedział ci, że rzuciłem ją dla ciebie, że cię kocham?
Zerknął na towarzyszkę niepewnie. Wpatrywała się w przednią szybę, płakała bezgłośnie.
- Nie płacz. Nie przeze mnie, proszę – zaczął ocierać delikatną twarz ze słonej cieczy. – Źle zrobiłem, przyjeżdżając?
- Nie, to najpiękniejszy Dzień Kobiet w moim życiu…
- To nie płacz i się nie bój. Nauczę cię wszystkiego, czego będziesz chciała. Ja wiem, odległość, moje mecze. To trudne – nadawał z zatroskaną miną.
- Nie pierdol. Przecież cię kocham – mruknęła, pociągając nosem.
- W takim razie…. – brunet szperał po kieszeniach. – Drugi prezent.
Srebrne serduszko z ich wspólnym zdjęciem spoczywało na jej dłoniach.
- Piękne. Do towarzystwa dla piłeczki?
Kolejne kilkanaście minut spędzili na cieszeniu się sobą, skradaniu mniej lub bardziej namiętnych pocałunków.
- Starczy moja uczennico. 3 prezent się niecierpliwi – powiedział siatkarz, wskazując ręką na szybę restauracji.
Ze środka machali do nich Wojtek z Dorotą oraz Bartek z Adą. Szatynka uśmiechnęła się szeroko z wdzięcznością do Piotra.
- Z numerku w samochodzie nici – jęknęła, udając zawiedzioną.
- Może innym razem, ty mój numerku – przygryzł wargę ukochanej.
-  Zapamiętam, my Middle Black.
Wiecie jaki Kraków jest najpiękniejszy? Przemierzany nocą ręka w rękę i odbijający się w ukochanych najpiękniejszych oczach czekoladowych na świecie.


~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~


Zatem koniec :)
Taki był plan, taki pomysł. Udało mi się napisać coś zwięzłego, jednocześnie zawierając wszystko to, co chciałam tu zawrzeć.
Bo wiecie... Tak miało być. To chciałam przeżyć. Z KIMŚ. Życie.
Osobista historia, bo pisząc niektóre sceny, miałam przed oczami nie tylko Piotrka Ha.

Dziękuję tym, które się zjawiły i czytały :) Jesteście wspaniałe dziewczyny :)
Być może kiedyś pojawi się tu coś innego, być może :)

Tymczasem, żegnam się z wami gorąco :*
Ligo Światowa, przybywaj!

P.S. Tu znów coś nowego ZAPRASZAM :)

niedziela, 12 maja 2013

Eight players


Ma na imię Klaudia, studiuje na UWM politologię, wysoka, szczupła blondynka, spędzała wolne u rodziców, partnerka Piotra od roku, przyczyna jego wyprowadzki od przyjaciela. Tyle dowiedziałam się w jeden wieczór z komputerem. Skoro od ludzi nie usłyszałam prawdy, to musiałam sama ją odkryć.
- Tato, Piotrek ma dziewczynę? – spytałam przy śniadaniu.
- Hain? Nie spowiadają mi się z życia prywatnego, ale chyba jakąś tam ma. Raz jedna blondyna robiła mu awanturę pod halą. Co w związku z tym? – spojrzał na mnie uważnie.
- Tak po prostu chciałam wiedzieć, bo nic mi nie mówił – uśmiechnęłam się krzywo i zajęłam się płatkami w mleku.
- Czy ty z nim coś… więcej?
- Nie, za zajętych się nie biorę – uspokoiłam rodziciela, widząc jego poważną minę.
Senior Panas głupi nie był i na pewno swoje już myślał. W każdym bądź razie, powiedziałam prawdę. Nic więcej między mną a brunetem nie będzie. Bez przesady, przecież nigdy nic nie miało mieć miejsca, prawda? Taka głupia Martusia wyobraziła sobie zbyt dużo, ot co.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę z twojego przyjazdu – siwowłosy uścisnął mnie mocno.
- Ja też, tatusiu. Z pewnością jeszcze kiedyś się zjawię – odparłam niepewnie.
Przyspieszyłam swój wyjazd o trzy dni. Orzekłam, że dość się nabyłam, ojcem się nacieszyłam, a nie ma powodu, by zostawać dłużej. Żadnego.
- Pisz, dzwoń, zawsze możesz – zapewniał tata.
- Wiem, dziękuję. Możesz pozdrowić ferajnę na treningu – rzuciłam na odchodnym.
Pomógł mi włożyć walizki do bagażnika i odśnieżyć auto. Jego troska była naprawdę podnosząca na duchu. Pozostał jedynym mężczyzną, którego kochałam.
Wsiadłam za kierownicę, odpaliłam silnik. Dopiero wtedy dojrzałam jedną bladoróżową różę za wycieraczką. Ojciec spojrzał na mnie zaskoczony, ale podał mi ją. Pachniała pięknie i pewnie zastanawiałabym się nad darczyńcą, jednak spostrzegłam karteczkę przywiązaną tasiemką. „Przepraszam, Piotr.”
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Mam nadzieję, że twoi zawodnicy lepiej grają niż myślą – mruknęłam zapinając pasy.
- Czemu? – dociekał, więc pokazałam mu prezent. – Nie pytaj, długa historia.
Warunki pogodowe do jazdy były zdecydowanie gorsze niż podczas mojej poprzedniej podróży. Po niemałych trudach dotarłam do miasta Smoka Wawelskiego. Na tylnym siedzeniu leżały dwie róże. Obie od osoby, o której wolałabym zapomnieć, jednak wiedziałam, że będzie gościł w mojej głowie przez następne miesiące. Proces przebiegnie szybciej, bo nie będę go widywać.
Ledwo co skończyłam rozmawiać z ojcem przez telefon, po mieszkaniu ponownie poniosła się melodia.
- Słucham?
- Marta, gdzie ty jesteś? – Dorota pytała od razu konkretnie.
- W Krakowie, a co? – odpowiedziałam, jak gdyby nigdy nic.
- Czemu już zwiałaś? Nie mogłaś zostać?
- Czemu sremu. Wiedziałaś, że on ma dziewczynę? Wiedziałaś?! – prawie krzyczałam do komórki.
- Nie denerwuj się tak. On się naprawdę w tobie za… - zaczęła tłumaczyć brunetka, ale jej przerwałam.
- Wiedziałaś?
- Tak, ale…
- Dziękuję. Nic więcej nie chcę wiedzieć. Wszyscy świetnie potraficie kłamać.
Rzuciłam telefonem na łóżko. Czy to tak dużo, gdy człowiek chce odrobiny prawdy? Kilku szczerych ludzi w życiu wokół siebie? Tego nie potrafiłam wybaczyć, że żadne z nich słówkiem nie pisnął. Gdyby w tym gronie nie było Doroty, powiedziałabym, że to zasrana solidarność plemników. Już nawet nie interesowało mnie, czy ojciec urządzi komuś piekło na treningu.

~#~#~#~

Dla Klaudii Marta była sympatyczną i pomocną córką jego trenera. Tymczasem dla bruneta stała się zjawą senną ostatnich kilku nocy. Szczególnie mocno prześladowały go oczy szatynki z ostatniego spotkania. Potworne wyrzuty sumienia nie pozwalały mu funkcjonować normalnie.
Trener się na nim nie mścił, więc środkowy stwierdził, że mało wiedział. Co prawda, czuł na sobie niejednokrotnie uważny wzrok siwowłosego, ale wolał myśleć, że to związane z treningiem. Gdyby Panas o cokolwiek spytał, to co by mu odpowiedział.
Piotr zaczął odwiedzać Dom Dziecka, na co nie dała się namówić jego dziewczyna. Wolała dostać do ręki kasę na ładny ciuch, a o adopcji nawet nie chciała słyszeć. Za to takie myśli pojawiały się w głowie siatkarza. Gdyby mógł, stworzyłby dom dla tych wszystkich biednych dzieci. Tak niewinne istoty powinny doświadczać wyłącznie miłości, a nie być spychane na margines.
Czy w ten sposób lgnął do rzeczy związanych niegdyś z Martą? Sam nie wiedział. Nie żałował tej znajomości, czy też jej zalążka. Żałował swojego nieprzemyślanego zachowania. Wyszedł na kłamcę, najgorszą szuję i z przykrością stwierdził, że to prawda. Blondynka coraz go drażniła, szczególnie tymi wszystkimi zabiegami, by przywrócić jego zainteresowanie nią. To śmieszne, czasu nie da się cofnąć. Cokolwiek by nie zrobiła, on w myślach porównywał ją do Marty.
- To koniec – powiedział po tygodniu użerania się z Klaudią i samym sobą.
Wziął swoje walizki, nie czekając na jej reakcję. Pod blokiem zaczerpnął  świeżego powietrza w płuca. Wolny.

~#~#~#~

Coś się ze mną jednak stało. Nie potrafiłam się nauczyć niczego nowego. Nie umiałam zasiąść z książką i przyswoić jej zawartości. Przyjaciółka z grupy pytała wciąż, co się ze mną dzieje. Ledwo co zaliczałam kolokwia, powodując zdziwienie wśród rówieśników. Chyba zbyt dobrą opinię u nich miałam. Po prostu przedawkowałam pewne czekoladowe oczy, nic więcej.
Jak na złość Ferens opublikował wszystkie wspólne zdjęcia, oznaczył mnie i zapewne czekał na reakcję. A ja? Ja potrafiłam się tylko przed nimi rozpłakać i tyle. Miałam ochotę rozwalić monitor n widok tego złudnego szczęścia na fotografiach. Wzdrygnęłam się, przypominając sobie jego dotyk, usta.
Niewielka ilość wolnego czasu przyczyniała się do braku czasu na filozofowanie. Sam na sam z własnymi myślami potrafiłam wmówić sobie przeróżne rzeczy. Zdecydowanie mi ulżyło, gdy opowiedziałam Adzie tą żałosną historię po dwóch piwach. Nie zostawił mnie samej, tylko pomogła poukładać to w głowie. Lubiłam słuchać jej opinii na różne tematy, więc wtedy miała pole do popisu.
- Nie lepiej było powiedzieć od razu? – spytała.
- Przepraszam, czułam się jak idiotka po tym wszystkim.
- Miłość to nie idiotyzm – pocieszała mnie.
- To nie była żadna miłość. Powinno mi przejść – mruknęłam.
- Jak nie, to już ja go dorwę i powiem co swoje – zaperzyła się Adrianna.
- Dziękuję, ale z nim to już nie chcę mieć nic wspólnego. Gdybym się z nim przespała, to bym to sobie teraz wyrzucała i żałowała – stwierdziłam, próbując się doszukać pozytywów.
- No ale skoro on nie pchał ci się do łóżka, to chyba nie był z tych najgorszych.
- Aduś… - spojrzałam na nią, nie wierząc w jej wnioski przemawiające na korzyść bruneta.
- No co? Chciałam być obiektywna – odparła, bawiąc się słomką.
- Spoko. Niedługo grają w Częstochowie. Jeśli chciałabym pojechać, to tylko dla taty.
- To pojedziesz. Mam ci dotrzymać towarzystwa? – zaproponowała brunetka, a ja byłam jej wdzięczna.
- Wiem, że nie lubisz siatkówki. Chcesz tam jechać na mecz? – zmierzyłam ją uważnie znad okularów. Chęci, chęciami, ale nie chciałam, żeby mi się tam zanudziła na śmierć.
- Jak szaleć, to szaleć. Najwyżej pooglądam sobie zawodników i poszukam męża – oczy jej się zaświeciły, dostrzegłszy pozytywny dla siebie aspekt wyjazdu.

~#~#~#~

Skoro nie załapali się na pierwszą ósemkę, to trzeba było powalczyć chociaż o przedostatnie miejsce. Drużyna w szarych strojach treningowych wylewała z siebie siódme poty na treningu. Radkowi Panasowi wciąż nie dawała spokoju sprawa z jego córką i jednym z graczy. Lubił wiedzieć o wszystkim, co dotyczyło jego bliskich.
Planował wykorzystać pobyt na wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej na jakiś mały wypad  do Marty, ale ona  sama uprzedziła go, telefonując z chęcią zjawienia się z przyjaciółką na meczach o 9 miejsce. Szczerze się ucieszył i pomyślał, że gdyby tamta sprawa była poważna, to nie przyjechałaby ich oglądać.
- A Marta będzie? – jak na zawołanie zapytał Ferens.
- A będzie. Co wy tacy zainteresowani? – mężczyzna spojrzał po nich ze zmarszczonymi brwiami.
- Tak po prostu. Troszczymy się o wsparcie dla trenera – przyjmujący błysnął zębami.
- Uważajcie, bo uwierzę. Zbierać tyłki, kończymy a dziś.

- Mogę na chwilę? – brunet trącił Radka po wyjściu.
- O co chodzi, Piotrek?
- Chciałem spytać, czy może mógłbym jakoś pomóc, odebrać Martę z dworca, czy coś – zaproponował chłopak niepewnie.
- Słuchaj, nie wiem, co się stało i czemu przepraszałeś moją córkę kwiatkiem. Nie chciałbym jakichś melodramatów przed najważniejszymi meczami końca sezonu – odparł szkoleniowiec z poważną miną.
- Obiecuję, że moje dyspozycja pozostanie taka sama. Chcę tylko coś wyjaśnić, wyprostować. Nic jej nie zrobię.
Radosław musiał przyznać, iż rzadko widywał tak poważnego Haina. Pewnie sporo odwagi kosztowało go stanie tutaj i rozmawianie na taki temat, bo nie miał wątpliwości, że mówią o jego córce. Znał już trochę swoich podopiecznych, wiedząc, że można im zaufać.
- Dobrze, tylko uprzedzam, przyjeżdża z przyjaciółką – zastrzegł.
- Dziękuję trenerze. Do jutra – środkowy odszedł z uśmiechem.

~#~#~#~

Indykpol  AZS Olsztyn wygrał pierwszy mecz u siebie a na kolejny mieli jechać do Częstochowy. To właśnie na ten drugi pojedynek wybierałam się z Adą. Orzekła, że koniecznie muszę jechać w olsztyńskiej koszulce, ale ja miałam ochotę wyciąć z niej nazwisko i numer. Powstrzymała mnie jednak, więc materiał został cały. Z racji warunków na drogach wybrałyśmy podróż pociągiem.
Nie znałam Częstochowy ni w ząb, pomijając wycieczki do Jasnej Góry, więc tata miał nas odebrać i zaprowadzić na miejsce. Naprawdę milej było jechać z kimś, porozmawiać, pożalić się. Adrianna wypytywała o zawodników, żeby od razu skupić wzrok na kim trzeba.
- Bez obaw, poznam cię z nimi – zapewniłam rozbawiona.
- Super. Może i potem polubię tą siatkówkę – uśmiechnęła się cwanie.
- Jak mogłabym jechać sama, no jak?

~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~

Kochani, to przedostatni odcinek tego opowiadania. Mówiłam, że nie będzie długie.
Jak myślicie, co dalej się potoczy?

Blog będzie dalej egzystował, gdyż będę tu zamieszczać inne krótkie historie w przyszłości, być może ;) Ale jeszcze nie ma co się żegnać, zostaję z wami :)
Hmm... Może pod kolejnym będę się roztkliwiać, a dzisiaj wam daruję ;)

Pozdrawiam

wtorek, 30 kwietnia 2013

Seven players



Pewnego miłego popołudnia zostałam zaszczycona wizytą nowej olsztyńskiej pary gołąbków. Radośni i wpatrzeni w siebie radowali serca wszystkich wokół. Konsternacja blondyna osiągnęła apogeum, gdy doszło do prezentacji jego „przyjaciółki” trenerowi.
- Spokojnie, moja droga. Zarobi na pierścionek, to cię będzie inaczej traktował i nazywał – zażartował ojciec, klepiąc po plecach podopiecznego. Przeurocza scenka.
Później zostaliśmy sami, a ja rozeznałam ich zamiary. Doceniałam gest, ale nie byłam w stanie zmienić mojego zachowania.
- Swatki moje kochane, nie ze mną te numery – westchnęłam.
- Ale my już nie możemy patrzeć na twój brak reakcji.
- Wy się lepiej zajmijcie sobą – spojrzałam znacząco w ich kierunku.
- To może wyjdziemy gdzieś we czwórkę? – zaproponowała Dorota.
- Uparliście się, prawda?
Usiadłam na fotelu naprzeciwko gości, obserwując ich zadowolone miny. Poznając ich ze sobą, stworzyłam potwora. Na moje nieszczęście dogadywali się we wszystkim idealnie.
- Nie daj się prosić. Przecież będzie fajnie. Lubisz z nim przebywać – przekonywali mnie.
- Nigdy nie zainteresowała się nim taka super dziewczyna – dodał Wojtek.
- Taa…
- Żadna nie była taka mądra. Podwójną randkę zrobimy i już – wyszczerzył zęby.
- Tu się jebnij – dotknęłam palcem czoła.
W czwartkowy wieczór szłam w czarnych spodniach i pomarańczowej bluzce, okryta płaszczem, czapką i szalikiem. Za towarzystwo służyło mi dwóch dryblasów i brunetka. Ferens przytulał do siebie Dorotę, idąc przede mną.
Wcześniejsze opady śniegu z deszczem zmroził nagły spadek temperatury, więc było dość ślisko wszędzie. Poczułem lekkie trącenie, gdy męczyłam się z omijaniem bardziej śliskich elementów chodnika. Wyciągnięte męskie ramię w czarnym rękawie pod moim nosem. Spojrzałam w stronę właściciela.
- Jeszcze mi się zabijesz – uśmiechnął się zachęcająco.
Niepewnie chwyciłam się go, gdy schodziliśmy po schodach. Mocno mnie trzymał i natychmiast reagował, gdy zachwiałam się chociaż odrobinę. Czułam się bezpiecznie z takim ochroniarzem.
Wylądowaliśmy w pizzerii w centrum miasta. Panowie podobno już wypróbowali w niej jedzenie, ale podejrzewałam, że na wynos. Chwilkę zajęło zanim zdecydowaliśmy się, co zamówić. Stanęło na dwóch pizzach na poł. Bardzo się zdziwiłam, bo wraz ze sztućcami przyniesiono dwie róże. Spojrzałam na Dorotę, a potem na siatkarzy.
- Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek.
Totalnie zaskoczona wpatrywałam się w środkowego naprzeciwko mnie. Nigdy nic nie dostałam od faceta w ten dzień , no oprócz tatusia, ale wiadomo, o co chodzi. Tymczasem Piter uśmiechał się do mnie i zrozumiałam, że pizza w kształcie serca to jego sprawka. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że on będzie myślał o mnie w kontekście tego święta.
Palił mnie jego wzrok. Co jakiś czas trącaliśmy się kolanami dla zabawy, a ja nieustannie poprawiałam swój dekolt. Wtedy Hain posyłał mi dość lubieżne spojrzenia, na co spuszczałam głowę i zajmowałam się jedzeniem. Siedzenie naprzeciwko było dość bezpieczne, ale przy okazji pamiątkowych zdjęć brunet dosiadł się do nas. Objęcie mnie ramieniem to nic. Mało nie podskoczyłam, położył mi rękę na kolanie i zjechał aż do uda. Wszystko odbywało się pod stolikiem przy niczego nieświadomych znajomych. Zareagowałam dopiero, gdy zaczął mnie macać po plecach, by strzelić mi stanikiem.
-  Pojebało cię? – syknęłam.
- Feru, teraz rób! – krzyknął brunet i położył mi ręce na biuście.
Efekt na zdjęciu? Jego ucieszona gęba i moja furia. Cudownie.

~#~#~#~

Wieczór udał się fantastycznie. Uwielbiał droczyć się z córką trenera, tak samo jak ją peszyć. Mimo wszystko zależało mu na jej sympatii. Walentynki  były świetną okazją do pokazania, że nam na kimś zależy. Dlatego, gdy zostali sam na sam, postanowił jej wręczyć jeszcze jeden prezent.
Odprowadzał dziewczynę do domu. Tradycyjnie zatrzymali się pod klatką na jeszcze chwilkę rozmowy.
- Zamknij oczy – poprosił, szperając w kieszeni.
- Ale nie będzie bolało?
- Co ty.
Ostrożnie odgarnął jej włosy i zapiął wokół szyi łańcuszek z breloczkiem w postaci piłki do siatkówki.
- Jejku… Jest piękny – oczy szatynki zaświeciły się z radości. – Przyznaj się, ile wydałeś?
- Nieważne. Dla tej miny warto – odparł, głaszcząc jej policzek.
- A ja nic dla ciebie nie mam – spuściła wzrok na ziemię, okręcając w dłoniach kwiat.
- Nie musisz mi nic dawać. Starczy ten wieczór.
Siatkarz przystanął dwa stopnie niżej, ab zrównać się z towarzyszką choć trochę wzrostowo. Objął ją w pasie i oparł głowę o głowę.
- Chociaż… Jeżeli nie będziesz się śmiał… - mruknęła niepewnie.
- Hmm?
- Proszę – wręczyła mu kartkę wyrwaną z notatnika zapisaną drobnym makiem.
- Co to? – chłopak spoglądał na karteluszek w świetle latarni.
- Wiersz. Myślę, że się nadaje na prezent.
- Niestety tutaj nic nie widzę… - zrobił smutną minkę. – Ale dziękuję bardzo, nigdy nie dostałem czegoś takiego. O czym jest?
Niebieskooka przymknęła powieki i po cichu wyrecytowała kilkanaście wersów. Jej głos lekko drżał, a Hain nie mógł wyjść z podziwu nad jej talentem. Wzruszyło go, że zajmował w jej głowie tyle miejsca, żeby znaleźć się w jej wierszu.
- Sto razy piękniejszy niż wszystkie inne prezenty – przyznał, muskając ustami jej czoło, nos i w końcu wargi, lekko szorstkie od mrozu.
- Dobrze, że mój ojciec nie wygląda przez okno – szepnęła.
Kontynuowali pocałunek przy ciszy nocy. Piotrek obdarzał mokrymi śladami całą jej twarz. Poluzował szalik Panasówny, by zająć się też szyją. Czuł jej przyspieszony oddech i bicie serca. Chciał ją mieć tak blisko siebie.
- Bo wiesz… Tak właściwie, to Radzio pojechał do mamy. Mam wolne mieszkanie – rzuciła nieśmiało.
Doskonale zrozumiał jej intencje. Była gotowa zaprosić go na noc, do siebie, do swojego łóżka. Wystawiła go na ciężką próbę, bo jej ciało skutecznie go kusiło. Jednocześnie wiedział, że nie może tego zrobić. Może i zapamiętaliby te walentynki na całe życie, ale szanował tą nieśmiałą młodą kobietkę, stojącą tuż obok.
- Gdybym przyjął zaproszenie, dobrze wiemy, jakby to się skończyło.
- Może tego właśnie chcę? – ledwo dosłyszał ten cichy głosik.
- Ale cała drżysz. Boisz się i to normalne. Wstrzymaj się, bo może spotkasz kogoś odpowiedniejszego niż ja. Nie chcę, żebyś żałowała, rozumiesz?
Spoglądał w te pełne sprzecznych emocji oczy. Chciałby ochronić ją przed wszelkim złem świata, tą uroczą niewinność. Przytulił szatynkę mocno do siebie, gdy zauważył łzy w kącikach jej oczu.
- Nawet faceta na noc nie umiem zaprosić. Jestem beznadziejna – szlochała, cała się trzęsąc.
- Przestań, Martuś, proszę cię. Nie mów tak, bo to kompletne bzdury. Chcę dla ciebie dobrze. W innym wypadku wziąłbym cię w twoim samochodzie zaraz – oznajmił szczerze.
- Eee… w samochodzie? Serio?
- Aż by szyby zaparowały, bejbe – wymruczał jej do ucha, po czym zsunął dłonie na jej pośladki. – Więc mnie już dłużej nie prowokuj.
- Piotrek… - pocałowała go szybko i zniknęła z budynku.

~#~#~#~

Tak niesamowicie szybko mijał czas, gdy miało się tyle atrakcji i miłych zajęć. W końcu zbliżał się dzień mojego wyjazdu. Żal mi było opuścić Olsztyn, zostawiając tatę i chłopaków.
Wraz z jednym z ostatnich dni podjęłam pewną decyzję. Zamierzałam powiedzieć Piotrowi, co do niego czuję i spędzić z nim noc. Moja pewność siebie zaskakiwała mnie samą. Wygrzebałam z walizki granatową marszczoną sukienkę, szare rajstopy i koronkowe majtki.
Aż tata się zdziwił, dlaczego tak się stroję. Odpowiedziałam mu tylko uśmiechem, zapewniając, że zamierzam wyjść na całą noc. Kazał mi uważać na zboczeńców i żebym trzymała się blisko chłopaków z zespołu, jeśli z nimi wychodzę. Tego ostatniego mógł być pewien. Zamierzałam się zastosować.
Okręcałam się przed lustrem, oceniając swój wygląd. Chyba powinnam jakoś na niego zadziałać. Chciałam mu się spodobać, żeby nie mógł mi się oprzeć. Z tym przekonaniem maszerowałam pod blok zawodnika. Zdążyłam posłać SMS do Doroty i Wojtka, by trzymali kciuki.
Przed wejściem na klatkę, zauważyłam dziewczynę szamoczącą się z walizkami. Za nic nie chciały z nią współpracować.
- Złośliwość rzeczy martwych. Może pomóc? – zapytałam, przytrzymując jej drzwi.
- Dzięki wielkie. Szału można dostać! A oczywiście mój facet nie raczy zejść i mi pomóc – wysapała przenosząc powoli torby.
- Nigdy mężczyzn nie ma, jak są potrzebni.
- Właśnie! – uśmiechnęła się do mnie.
- Może wezmę jedną i jakoś razem je dotaszczymy? – zaproponowałam.
- Co ty, nie będę cię wykorzystywać – zaprotestowała blondynka.
- Ja tylko w odwiedziny idę, więc nie ma problemu.
Pokonałyśmy kilkanaście schodków, aż w końcu dziewczyna zatrzymała się na jednym z półpięter. W torebce zagruchotały klucze.
- Mieszkasz tutaj? – spytałam zaskoczona.
- Tak, chyba nie pomyliłam drzwi – zaśmiała się, przekręcając zamek. – Zaraz poznasz tego mojego lenia. W ogóle nawet ci się nie przedstawiłam, Klaudia – wyciągnęła do mnie rękę.
W momencie, gdy uścisnęłam ją ze sztucznym grymasem na kształt uśmiechu, w progu pojawił się wysoki brunet.
- O, a to mój Piotrek.
Doskonale znałam tego chłopaka. Za to pojęcia nie miałam o jego dziewczynie. Nikt ani słowem nie wspomniał. Pewnie świetną mieli zabawę z tym wielkoludem na czele! Fajnie, uwiódł córkę trenera. Założyli się o to? Ile zarobił?
- Marta. Znamy się, bo jestem córką trenera Indykpolu AZS Olsztyn – wykrztusiłam  pomimo ogromu zgorzkniałych myśli.
Powstrzymywałam się przed wykrzyczeniem steku przekleństw i słów złości, zawodu, czy czego tam jeszcze mi nie sprawił. A on? Stał jak to ciele i żadnej reakcji się nie doczekałam. Patrzył, jakby zobaczył ducha. Co, plan nie wypalił? Miałam sobie wyjechać w totalnej nieświadomości, ciesząc cię, że ktoś taki jak on zwrócił na mnie uwagę?
- Ooo, to tym bardziej zapraszam na herbatę i coś słodkiego. Widzisz, ciołku, zamiast ciebie to Marta mi pomogła z tobołami – nadawała blondynka, zupełnie nie zauważając naszych min.
- Dziękuję, ale ja to właściwie wpadłam się pożegnać. Wracam już do Krakowa. Cześć.
Zbiegłam na dół po schodach. Przeklęte czekoladowe oczy. Nic nie powiedział. Nie krzyknął za mną. Nie pobiegł.

~#~#~#~

Pierwsze, co pomyślał o Panasównie, to jak cudownie wyglądała tego wieczoru. Dopiero potem dotarło do niego, że one się spotkały i wszystko było jasne. Domyślał się, że Marta przyszła do niego. Była piękna. Tylko ten ból w jej oczach. Czuł się przeszyty na wskroś.
Klaudia nadawała jak katarynka, jak gdyby nigdy nic. Hain nie miał pojęcia, jak mógłby to wszystko wytłumaczyć. Przecież żadne usprawiedliwienie nie wchodziło w grę. Bolało go serce. Zranił szatynkę, widział to. Była ostatnią osobą, którą mógłby skrzywdzić, a jednak to ona zadał jej najboleśniejszy cios. Jak potoczyłyby się zdarzenia, gdyby nie przyjazd jego dziewczyny?


~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~

Zuuuuuuua Martitta. Wiem :D Ale no, to najlepszy odcinek tej historii nieprawdaż? :D
Nie bójcie się, smutno też mi było, gdy pisałam. Wyżyłam się i wyrzuciłam wszystkie złe emocje.
Tacy ci faceci okropni ;)

Pozdrawiam


sobota, 20 kwietnia 2013

Six players



                Najlepszy poranek to ten, gdy obudzi człowieka zapach kawy i świeżych bułek. Piotr przeciągnął się leniwie, gładząc puste miejsce obok siebie. Jeszcze godzinę temu dziewczyna leżała spokojnie obok niego. Nawet w jego koszulce wyglądała uroczo, niczym w koszuli nocnej.
- Hej – wychrypiał, wchodząc do kuchni.
Na stole czekały na niego kanapki wraz z parującym napojem w kubku.
- Cześć – odpowiedziała, odwracając się od lodówki. – Wybacz, że tak się porządziłam.
- Co ty, aż za dobrze mam z tobą – uśmiechnął się, gryząc bułkę, a kilka okruszków spadło na talerz.
- Mogłam coś zrobić dla ciebie przynajmniej. Pójdę się przebrać.
Siatkarz odprowadził szatynkę wzrokiem. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, iż ta na niego działa. Każdy skrawek jej odsłoniętego ciała.
Dobrze wiedział, że nie jest jej obojętny. Wczorajsze gesty Panasówny, zachowanie. Nie protestowała na pocałunki, angażowała się w ich zbliżenie. Gdyby tylko chciał, znaleźliby się nago w jego pościeli. Hain miał świadomość o uległości towarzyszki i słabości do niego, dlatego nie chciał jej wykorzystać. Jakby się Marta poczuła dziś rano? Dopiero co zapewnił jej namiastkę fizycznej bliskości, więc nie zamierzał się zapędzać.
Jak bardzo nie miałby ochoty na seks, nie mógł jej skrzywdzić. Nie wybaczyłby sobie zniszczenia uczuć i psychiki dziewczyny. Chciał ją nauczyć uczucia bez pożądania w roli głównej, czegoś więcej niż pójścia do łóżka. Jej uśmiech tak bardzo go cieszył. Pod odrobiną uwagi, troski i ciepła rozkwitała jak kwiat, odsłaniała wewnętrzną część siebie. Wczoraj jej twarz pachniała jego kremem, a on poczuł się, jakby znaczył teren.
- Nie chcę, żeby tato się martwił, więc będę się już zbierać – usłyszał za plecami.
- Zjedz coś, a potem cię odwiozę – obrócił głowę w stronę właścicielki głosu.
- A może odprowadzisz? Dłużej pobędę z tobą, blisko…
Szatynka wyraźnie skrępowała się swoją wypowiedzią, po czym zajęła się jedzeniem śniadania. Do szklanki nalała sobie zimnego mleka. Środkowemu podobały się rumieńce na jej twarzy, a wcześniejsze wyznanie bardzo go cieszyło.
Śnieg grubą warstwą zalegał od kilku dni na olsztyńskich ulicach i chodnikach. Wąską odgarniętą ścieżką dreptały dwie postacie w kurtkach, pochłonięte rozmową. Chłopak poznał punkt widzenia krakowianki na siatkówkę i mecze. Dużo rozumiała, jak na kogoś nie grającego na poważnie. Wyjaśniał jej to, o co go pytała, uzupełniając jej wiedzę.
- Jesteśmy na miejscu. To do zobaczenia na treningu – chciała się żegnać.
- Tak, tak…
- Nie masz co się teraz łamać. Przeżyjecie to wszyscy razem – przytuliła go lekko.
Brunet z kolei wzmocnił uścisk, lekko ją podnosząc i stawiając na murku po wejściem na klatkę. Dziewczyna miała za plecami szorstką ścianę, a tuż przed sobą twarz towarzysza.
- Piotrek…
- Wybacz, ale czuję się w obowiązku – odpowiedział a chwilę później kolejny raz złączył ich usta ze sobą.
Nie obchodziło go,  ilu ludzi ich zobaczy, co powiedzą i komu. Nic nie mógł poradzić, że usta Marty stawały się uzależnieniem. W końcu udało mu się wtargnąć językiem między jej kształtne wargi. Uwielbiał ją zaskakiwać i czuć, jak Panasówna próbuje opanować sytuację, bardzo szybko ucząc się, o co we wszystkim chodzi. Teraz zaczepiał jej język ostrożnie ocierający się o jego.
Francuski pocałunek to było kompletnie coś nowego dla szatynki. Ponownie czuła się oszołomiona doznaniami. Nie spodziewała się przeżyć tych cudownych chwil pod blokiem ojca. Trzymała się mocno siatkarza, żeby nie upaść.
- Ja pierdole – wyszeptała, na co on roześmiał się szczerze.
- Jesteś niemożliwa.
- Nie wiedziałam, że to takie uczucie… Jak ja mam teraz wrócić do mieszkania?
- To było w ramach lekcji. Trzeba się rozwijać – mrugnął do niej i udał się w drogę powrotną. Tak naprawdę obojgu serca łomotały jeszcze dobre kilkanaście minut.

~#~#~#~

                W mieszkaniu czekało mnie szykowanie drugiego śniadania, bo Radzio postanowił pospać sobie dłużej, gdyż powitały mnie zasłonięte okna. Po cichu zrobiłam posiłek i ułożyłam na tacy. Zapukałam cicho do drzwi sypialni.
Półmrok spowijał pomieszczenie, włącznie z zarysem męskiej sylwetki na łóżku. Popaprana wyobraźnia podsunęła wizję jakiejś kobiety u boku ojca, ale natychmiast ją wyparłam.
- Dzień dobry – trąciłam trenerskie ramię.
Zaspane oczy spojrzały na mnie niemrawo. Odsunęłam jedną zasłonę, wpuszczając trochę dziennego światła. Potem ustawiłam tacę na kolanach rodziciela, który zdążył przybrać pozycję półsiedzącą.
- Tak wcześnie wróciłaś? – spytał.
- Jak widać nie uprawiałam dzikiego seksu do rana, skoro się wyspałam – rzuciłam, opuszczając pomieszczenie.

~#~#~#~

Nad ranem poczuła, iż dłonie Ferensa jeździły z góry na dół po jej nogach. Wyskoczyła jej lekka gęsia skórka, ale było przyjemnie. Całą noc siatkarz spał i przytulał się do niej jak dziecko. Gdzieś po 9 poczochrała jego fryzurę. Krótkie miękkie włosy stroszyły się lekko po zabiegach dziewczyny. Po chwili wpatrywały się w nią dwie niebiesko-szare tęczówki.
- Dzień dobry – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Dzień dobry. Widzę, że znalazłaś sobie niezłą zabawę – blondyn zrównał się z nią twarzą.
- Śmiesznie się układały.
- A twoje nie będą? – spytał z podejrzliwym uśmiechem, po czym potargał ręką jej kosmyki.
- Eej!
- No co? Oko za oko – odparł chłopak, wzruszając ramionami.
- A dupa za pieniądze, wstawaj! – zerwała kołdrę z łóżka.
- Doris – jęknął.
- Nie dorisuj mi tu teraz, tylko zbieraj dupę. Trening masz popołudniu.
- Znowu jesteś taka ostra i władcza, lubię to – wymruczał przyjmujący, podchodząc do dziewczyny. Złapał dłońmi za jej pośladki.
- Wiem, co ci chodzi po głowie, ale nie mamy czasu. Zresztą, zgłoś się jak zasłużysz – wytknęła język i poszła do kuchni.

~#~#~#~

Trening nie należał do najprzyjemniejszych pod względem atmosfery, bowiem w powietrzu wisiało przygnębienie. Radosław postawił na szczerość, analizę błędów i trochę słownej motywacji. Krzyk mógł pomóc w czasie meczu, ale nie teraz. Nie trzeba krzyczeć, żeby coś dotarło do głów zgromadzonych wokół niego.
Pozwolił się każdemu wypowiedzieć. Końcowa część treningu to była właściwie dyskusja. W końcu atmosfera zelżała, a wszyscy zostawili ciężar porażki za sobą.
- A gdzie Marta? – zainteresowali się w końcu brakiem pomocnicy ostatnich dni.
- Nie mam pojęcia. Miała iść do jakiejś fundacji, coś takiego…
Po chwili do sali wparowała szatynka, prowadząc za sobą kilkunastu maluchów. Dzieci niepewnie stanęły obok niej, bojąc się iść dalej.
- Kochani, chłopcy nie gryzą. Dajcie im rysunki, na pewno się ucieszą – zachęcała.
Niebawem każdy z siatkarzy został obdarowany malukiem ze swoją podobizną i nie tylko. Okazało się, że to podopieczni Domu Dziecka, a ich marzeniem było spotkanie z zespołem. Panasówna pomogła im je spełnić. Radość na drobnych twarzyczkach malowała się, widoczna gołym okiem. Jak może serce nie zmięknąć na taki widok? Dziewczyna cieszyła się szczęściem tych dzieci, wiedząc, że chociaż w mały sposób zmieniła ich nieszczęśliwy los. Każda pozytywna iskierka napawała nadzieją.

~#~#~#~

Te dzieci były takie kochane. Gdy tylko zjawiłam się w placówce, otoczyły mnie z każdej strony. Wyraziłam dyrektorce chęć pomocy, spędziłam z nimi trochę czasu, a potem uzgodniliśmy szczegóły wyjścia z zainteresowaną grupką. Wszystko szczęśliwie doszło do skutku, a zdjęciom, zabawom i wygłupom z siatkarzami nie było końca. Nawzajem sobie pomogli w trudnej sytuacji i poprawili nastroje. Jedni poznali mniej kolorowe sytuacje życiowe, a drudzy dowiedzieli się, że wszystko jest możliwe.
- Córciu, jestem pod wrażeniem.
Ojciec objął mnie ramieniem i patrzył na podopiecznych. Piotrek aktualnie robił wszystkim zdjęcia. Nie omieszkał sfotografować także nas. Potem odwdzięczyłam mu się sesją, gdy dopadło go kilkoro dzieci, wchodząc na kolana i ramiona. Nie miał z nimi szans. Posłusznie spełniał rolę drabinki do wspinania. Nawet przewoził na plecach co lżejsze maluchy.
Już nie wiedziałam, co o nim myśleć. Pocałunki, spędzanie wolnego czasu, jego zachowanie. Coraz częściej myślałam o tym wielkoludzie. Czy to wszystko znaczyło dla niego tyle samo, co dla mnie? W końcu pewnie miał dużo koleżanek, przyjaciółek. Kobiety niewątpliwie go lubiły.
W przyszłym tygodniu musiałam wracać do Krakowa na drugi semestr studiów. To tym bardziej komplikowało sprawę, jeśli faktycznie się zakochałam w zielonym szaleńcu. Wojtek miał chyba frajdę z obserwowania nas i próbowania zwęszenia czegoś więcej. Chciał się odwdzięczyć za swatanie? Pogroziłam mu palcem, gdy zaczął poruszać dziko brwiami i strzelać głupie miny.
- Dobrze ty się czujesz? – szturchnęłam go.
- Sprawcie sobie z Piterem takiego malucha, dobrze wam dzisiaj szło. Do twarzy wam – szczerzył się do mnie, jednocześnie niosąc na barana 5-letniego chłopca.
- Żarty to się ciebie trzymają.
- Przecież się w nim zakochałaś – oznajmił, a ja aż zesztywniałam.
Wpatrywałam się zszokowana w przyjmującego. Jak gdyby nigdy nic, uśmiechał się i zabawiał dzieci.
- Wydaje ci się. Niedługo wyjeżdżam. Mam dobrego znajomego Turka – próbowałam wybrnąć.
- Przecież on tak zabiega o twoją uwagę. Powiedz mu, co czujesz i już.
- Pewnie zawsze tak świruje przy dziewczynach – uśmiechnęłam się niemrawo.
Opiekunki powoli zbierały dzieci w grupkę, szykując je do powrotu. Pomogłam okiełznać małe stworki, które wracały z wycieczki zadowolone.

                                 ~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~


Nie przywiązujcie się moje drogie, bo długie nie będzie ;) Postawiłam na konkrety.
Jak wam się podoba akcja? :)

Tydzień temu zakończyłam swoje inne opowiadanie i chciałam podziękować za wszystkie komentarze zostawione pod ostatnim odcinkiem, bo prawie się przez was popłakałam. Naprawdę.
Tyle miłych słów, ciepła, podziękowań dla mnie. Nie mogę uwierzyć.
Największa nagroda dla mnie, że sprawiałam wam radość moim pisaniem. Dzięki serdecznie dzióbki :*

A w Krakowie dzisiaj pochmurno :( Od poniedziałku Martitta wyrusza na praktyki geologiczne z kompanem młotkiem ;)

A dzisiaj poznamy nowego Mistrza Polski :) Może nie całkiem nowego? :P

Pozdrawiam