Pewnego miłego popołudnia
zostałam zaszczycona wizytą nowej olsztyńskiej pary gołąbków. Radośni i
wpatrzeni w siebie radowali serca wszystkich wokół. Konsternacja blondyna
osiągnęła apogeum, gdy doszło do prezentacji jego „przyjaciółki” trenerowi.
- Spokojnie, moja droga. Zarobi
na pierścionek, to cię będzie inaczej traktował i nazywał – zażartował ojciec,
klepiąc po plecach podopiecznego. Przeurocza scenka.
Później zostaliśmy sami, a ja
rozeznałam ich zamiary. Doceniałam gest, ale nie byłam w stanie zmienić mojego
zachowania.
- Swatki moje kochane, nie ze mną
te numery – westchnęłam.
- Ale my już nie możemy patrzeć
na twój brak reakcji.
- Wy się lepiej zajmijcie sobą –
spojrzałam znacząco w ich kierunku.
- To może wyjdziemy gdzieś we
czwórkę? – zaproponowała Dorota.
- Uparliście się, prawda?
Usiadłam na fotelu naprzeciwko
gości, obserwując ich zadowolone miny. Poznając ich ze sobą, stworzyłam
potwora. Na moje nieszczęście dogadywali się we wszystkim idealnie.
- Nie daj się prosić. Przecież
będzie fajnie. Lubisz z nim przebywać – przekonywali mnie.
- Nigdy nie zainteresowała się
nim taka super dziewczyna – dodał Wojtek.
- Taa…
- Żadna nie była taka mądra.
Podwójną randkę zrobimy i już – wyszczerzył zęby.
- Tu się jebnij – dotknęłam
palcem czoła.
W czwartkowy wieczór szłam w
czarnych spodniach i pomarańczowej bluzce, okryta płaszczem, czapką i
szalikiem. Za towarzystwo służyło mi dwóch dryblasów i brunetka. Ferens
przytulał do siebie Dorotę, idąc przede mną.
Wcześniejsze opady śniegu z
deszczem zmroził nagły spadek temperatury, więc było dość ślisko wszędzie.
Poczułem lekkie trącenie, gdy męczyłam się z omijaniem bardziej śliskich
elementów chodnika. Wyciągnięte męskie ramię w czarnym rękawie pod moim nosem.
Spojrzałam w stronę właściciela.
- Jeszcze mi się zabijesz –
uśmiechnął się zachęcająco.
Niepewnie chwyciłam się go, gdy
schodziliśmy po schodach. Mocno mnie trzymał i natychmiast reagował, gdy
zachwiałam się chociaż odrobinę. Czułam się bezpiecznie z takim ochroniarzem.
Wylądowaliśmy w pizzerii w
centrum miasta. Panowie podobno już wypróbowali w niej jedzenie, ale
podejrzewałam, że na wynos. Chwilkę zajęło zanim zdecydowaliśmy się, co
zamówić. Stanęło na dwóch pizzach na poł. Bardzo się zdziwiłam, bo wraz ze
sztućcami przyniesiono dwie róże. Spojrzałam na Dorotę, a potem na siatkarzy.
- Wszystkiego najlepszego z
okazji Walentynek.
Totalnie zaskoczona wpatrywałam
się w środkowego naprzeciwko mnie. Nigdy nic nie dostałam od faceta w ten dzień
, no oprócz tatusia, ale wiadomo, o co chodzi. Tymczasem Piter uśmiechał się do
mnie i zrozumiałam, że pizza w kształcie serca to jego sprawka. Nie wiedziałam,
co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że on będzie myślał o mnie w kontekście
tego święta.
Palił mnie jego wzrok. Co jakiś
czas trącaliśmy się kolanami dla zabawy, a ja nieustannie poprawiałam swój
dekolt. Wtedy Hain posyłał mi dość lubieżne spojrzenia, na co spuszczałam głowę
i zajmowałam się jedzeniem. Siedzenie naprzeciwko było dość bezpieczne, ale
przy okazji pamiątkowych zdjęć brunet dosiadł się do nas. Objęcie mnie
ramieniem to nic. Mało nie podskoczyłam, położył mi rękę na kolanie i zjechał
aż do uda. Wszystko odbywało się pod stolikiem przy niczego nieświadomych
znajomych. Zareagowałam dopiero, gdy zaczął mnie macać po plecach, by strzelić
mi stanikiem.
-
Pojebało cię? – syknęłam.
- Feru, teraz rób! – krzyknął
brunet i położył mi ręce na biuście.
Efekt na zdjęciu? Jego ucieszona
gęba i moja furia. Cudownie.
~#~#~#~
Wieczór udał się fantastycznie.
Uwielbiał droczyć się z córką trenera, tak samo jak ją peszyć. Mimo wszystko
zależało mu na jej sympatii. Walentynki
były świetną okazją do pokazania, że nam na kimś zależy. Dlatego, gdy
zostali sam na sam, postanowił jej wręczyć jeszcze jeden prezent.
Odprowadzał dziewczynę do domu.
Tradycyjnie zatrzymali się pod klatką na jeszcze chwilkę rozmowy.
- Zamknij oczy – poprosił,
szperając w kieszeni.
- Ale nie będzie bolało?
- Co ty.
Ostrożnie odgarnął jej włosy i
zapiął wokół szyi łańcuszek z breloczkiem w postaci piłki do siatkówki.
- Jejku… Jest piękny – oczy
szatynki zaświeciły się z radości. – Przyznaj się, ile wydałeś?
- Nieważne. Dla tej miny warto –
odparł, głaszcząc jej policzek.
- A ja nic dla ciebie nie mam –
spuściła wzrok na ziemię, okręcając w dłoniach kwiat.
- Nie musisz mi nic dawać.
Starczy ten wieczór.
Siatkarz przystanął dwa stopnie
niżej, ab zrównać się z towarzyszką choć trochę wzrostowo. Objął ją w pasie i
oparł głowę o głowę.
- Chociaż… Jeżeli nie będziesz
się śmiał… - mruknęła niepewnie.
- Hmm?
- Proszę – wręczyła mu kartkę
wyrwaną z notatnika zapisaną drobnym makiem.
- Co to? – chłopak spoglądał na
karteluszek w świetle latarni.
- Wiersz. Myślę, że się nadaje na
prezent.
- Niestety tutaj nic nie widzę… -
zrobił smutną minkę. – Ale dziękuję bardzo, nigdy nie dostałem czegoś takiego.
O czym jest?
Niebieskooka przymknęła powieki i
po cichu wyrecytowała kilkanaście wersów. Jej głos lekko drżał, a Hain nie mógł
wyjść z podziwu nad jej talentem. Wzruszyło go, że zajmował w jej głowie tyle
miejsca, żeby znaleźć się w jej wierszu.
- Sto razy piękniejszy niż
wszystkie inne prezenty – przyznał, muskając ustami jej czoło, nos i w końcu
wargi, lekko szorstkie od mrozu.
- Dobrze, że mój ojciec nie
wygląda przez okno – szepnęła.
Kontynuowali pocałunek przy ciszy
nocy. Piotrek obdarzał mokrymi śladami całą jej twarz. Poluzował szalik
Panasówny, by zająć się też szyją. Czuł jej przyspieszony oddech i bicie serca.
Chciał ją mieć tak blisko siebie.
- Bo wiesz… Tak właściwie, to
Radzio pojechał do mamy. Mam wolne mieszkanie – rzuciła nieśmiało.
Doskonale zrozumiał jej intencje.
Była gotowa zaprosić go na noc, do siebie, do swojego łóżka. Wystawiła go na
ciężką próbę, bo jej ciało skutecznie go kusiło. Jednocześnie wiedział, że nie
może tego zrobić. Może i zapamiętaliby te walentynki na całe życie, ale
szanował tą nieśmiałą młodą kobietkę, stojącą tuż obok.
- Gdybym przyjął zaproszenie,
dobrze wiemy, jakby to się skończyło.
- Może tego właśnie chcę? – ledwo
dosłyszał ten cichy głosik.
- Ale cała drżysz. Boisz się i to
normalne. Wstrzymaj się, bo może spotkasz kogoś odpowiedniejszego niż ja. Nie
chcę, żebyś żałowała, rozumiesz?
Spoglądał w te pełne sprzecznych
emocji oczy. Chciałby ochronić ją przed wszelkim złem świata, tą uroczą
niewinność. Przytulił szatynkę mocno do siebie, gdy zauważył łzy w kącikach jej
oczu.
- Nawet faceta na noc nie umiem
zaprosić. Jestem beznadziejna – szlochała, cała się trzęsąc.
- Przestań, Martuś, proszę cię.
Nie mów tak, bo to kompletne bzdury. Chcę dla ciebie dobrze. W innym wypadku
wziąłbym cię w twoim samochodzie zaraz – oznajmił szczerze.
- Eee… w samochodzie? Serio?
- Aż by szyby zaparowały, bejbe –
wymruczał jej do ucha, po czym zsunął dłonie na jej pośladki. – Więc mnie już
dłużej nie prowokuj.
- Piotrek… - pocałowała go szybko
i zniknęła z budynku.
~#~#~#~
Tak niesamowicie szybko mijał
czas, gdy miało się tyle atrakcji i miłych zajęć. W końcu zbliżał się dzień
mojego wyjazdu. Żal mi było opuścić Olsztyn, zostawiając tatę i chłopaków.
Wraz z jednym z ostatnich dni
podjęłam pewną decyzję. Zamierzałam powiedzieć Piotrowi, co do niego czuję i
spędzić z nim noc. Moja pewność siebie zaskakiwała mnie samą. Wygrzebałam z
walizki granatową marszczoną sukienkę, szare rajstopy i koronkowe majtki.
Aż tata się zdziwił, dlaczego tak
się stroję. Odpowiedziałam mu tylko uśmiechem, zapewniając, że zamierzam wyjść
na całą noc. Kazał mi uważać na zboczeńców i żebym trzymała się blisko
chłopaków z zespołu, jeśli z nimi wychodzę. Tego ostatniego mógł być pewien.
Zamierzałam się zastosować.
Okręcałam się przed lustrem,
oceniając swój wygląd. Chyba powinnam jakoś na niego zadziałać. Chciałam mu się
spodobać, żeby nie mógł mi się oprzeć. Z tym przekonaniem maszerowałam pod blok
zawodnika. Zdążyłam posłać SMS do Doroty i Wojtka, by trzymali kciuki.
Przed wejściem na klatkę,
zauważyłam dziewczynę szamoczącą się z walizkami. Za nic nie chciały z nią
współpracować.
- Złośliwość rzeczy martwych.
Może pomóc? – zapytałam, przytrzymując jej drzwi.
- Dzięki wielkie. Szału można
dostać! A oczywiście mój facet nie raczy zejść i mi pomóc – wysapała przenosząc
powoli torby.
- Nigdy mężczyzn nie ma, jak są
potrzebni.
- Właśnie! – uśmiechnęła się do
mnie.
- Może wezmę jedną i jakoś razem
je dotaszczymy? – zaproponowałam.
- Co ty, nie będę cię
wykorzystywać – zaprotestowała blondynka.
- Ja tylko w odwiedziny idę, więc
nie ma problemu.
Pokonałyśmy kilkanaście schodków,
aż w końcu dziewczyna zatrzymała się na jednym z półpięter. W torebce
zagruchotały klucze.
- Mieszkasz tutaj? – spytałam
zaskoczona.
- Tak, chyba nie pomyliłam drzwi
– zaśmiała się, przekręcając zamek. – Zaraz poznasz tego mojego lenia. W ogóle
nawet ci się nie przedstawiłam, Klaudia – wyciągnęła do mnie rękę.
W momencie, gdy uścisnęłam ją ze
sztucznym grymasem na kształt uśmiechu, w progu pojawił się wysoki brunet.
- O, a to mój Piotrek.
Doskonale znałam tego chłopaka.
Za to pojęcia nie miałam o jego dziewczynie. Nikt ani słowem nie wspomniał.
Pewnie świetną mieli zabawę z tym wielkoludem na czele! Fajnie, uwiódł córkę
trenera. Założyli się o to? Ile zarobił?
- Marta. Znamy się, bo jestem
córką trenera Indykpolu AZS Olsztyn – wykrztusiłam pomimo ogromu zgorzkniałych myśli.
Powstrzymywałam się przed
wykrzyczeniem steku przekleństw i słów złości, zawodu, czy czego tam jeszcze mi
nie sprawił. A on? Stał jak to ciele i żadnej reakcji się nie doczekałam.
Patrzył, jakby zobaczył ducha. Co, plan nie wypalił? Miałam sobie wyjechać w
totalnej nieświadomości, ciesząc cię, że ktoś taki jak on zwrócił na mnie
uwagę?
- Ooo, to tym bardziej zapraszam
na herbatę i coś słodkiego. Widzisz, ciołku, zamiast ciebie to Marta mi pomogła
z tobołami – nadawała blondynka, zupełnie nie zauważając naszych min.
- Dziękuję, ale ja to właściwie
wpadłam się pożegnać. Wracam już do Krakowa. Cześć.
Zbiegłam na dół po schodach.
Przeklęte czekoladowe oczy. Nic nie powiedział. Nie krzyknął za mną. Nie
pobiegł.
~#~#~#~
Pierwsze, co pomyślał o
Panasównie, to jak cudownie wyglądała tego wieczoru. Dopiero potem dotarło do
niego, że one się spotkały i wszystko było jasne. Domyślał się, że Marta przyszła
do niego. Była piękna. Tylko ten ból w jej oczach. Czuł się przeszyty na
wskroś.
Klaudia nadawała jak katarynka,
jak gdyby nigdy nic. Hain nie miał pojęcia, jak mógłby to wszystko wytłumaczyć.
Przecież żadne usprawiedliwienie nie wchodziło w grę. Bolało go serce. Zranił
szatynkę, widział to. Była ostatnią osobą, którą mógłby skrzywdzić, a jednak to
ona zadał jej najboleśniejszy cios. Jak potoczyłyby się zdarzenia, gdyby nie
przyjazd jego dziewczyny?
~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~
Zuuuuuuua Martitta. Wiem :D Ale no, to najlepszy odcinek tej historii nieprawdaż? :D
Nie bójcie się, smutno też mi było, gdy pisałam. Wyżyłam się i wyrzuciłam wszystkie złe emocje.
Tacy ci faceci okropni ;)
Pozdrawiam