wtorek, 30 kwietnia 2013

Seven players



Pewnego miłego popołudnia zostałam zaszczycona wizytą nowej olsztyńskiej pary gołąbków. Radośni i wpatrzeni w siebie radowali serca wszystkich wokół. Konsternacja blondyna osiągnęła apogeum, gdy doszło do prezentacji jego „przyjaciółki” trenerowi.
- Spokojnie, moja droga. Zarobi na pierścionek, to cię będzie inaczej traktował i nazywał – zażartował ojciec, klepiąc po plecach podopiecznego. Przeurocza scenka.
Później zostaliśmy sami, a ja rozeznałam ich zamiary. Doceniałam gest, ale nie byłam w stanie zmienić mojego zachowania.
- Swatki moje kochane, nie ze mną te numery – westchnęłam.
- Ale my już nie możemy patrzeć na twój brak reakcji.
- Wy się lepiej zajmijcie sobą – spojrzałam znacząco w ich kierunku.
- To może wyjdziemy gdzieś we czwórkę? – zaproponowała Dorota.
- Uparliście się, prawda?
Usiadłam na fotelu naprzeciwko gości, obserwując ich zadowolone miny. Poznając ich ze sobą, stworzyłam potwora. Na moje nieszczęście dogadywali się we wszystkim idealnie.
- Nie daj się prosić. Przecież będzie fajnie. Lubisz z nim przebywać – przekonywali mnie.
- Nigdy nie zainteresowała się nim taka super dziewczyna – dodał Wojtek.
- Taa…
- Żadna nie była taka mądra. Podwójną randkę zrobimy i już – wyszczerzył zęby.
- Tu się jebnij – dotknęłam palcem czoła.
W czwartkowy wieczór szłam w czarnych spodniach i pomarańczowej bluzce, okryta płaszczem, czapką i szalikiem. Za towarzystwo służyło mi dwóch dryblasów i brunetka. Ferens przytulał do siebie Dorotę, idąc przede mną.
Wcześniejsze opady śniegu z deszczem zmroził nagły spadek temperatury, więc było dość ślisko wszędzie. Poczułem lekkie trącenie, gdy męczyłam się z omijaniem bardziej śliskich elementów chodnika. Wyciągnięte męskie ramię w czarnym rękawie pod moim nosem. Spojrzałam w stronę właściciela.
- Jeszcze mi się zabijesz – uśmiechnął się zachęcająco.
Niepewnie chwyciłam się go, gdy schodziliśmy po schodach. Mocno mnie trzymał i natychmiast reagował, gdy zachwiałam się chociaż odrobinę. Czułam się bezpiecznie z takim ochroniarzem.
Wylądowaliśmy w pizzerii w centrum miasta. Panowie podobno już wypróbowali w niej jedzenie, ale podejrzewałam, że na wynos. Chwilkę zajęło zanim zdecydowaliśmy się, co zamówić. Stanęło na dwóch pizzach na poł. Bardzo się zdziwiłam, bo wraz ze sztućcami przyniesiono dwie róże. Spojrzałam na Dorotę, a potem na siatkarzy.
- Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek.
Totalnie zaskoczona wpatrywałam się w środkowego naprzeciwko mnie. Nigdy nic nie dostałam od faceta w ten dzień , no oprócz tatusia, ale wiadomo, o co chodzi. Tymczasem Piter uśmiechał się do mnie i zrozumiałam, że pizza w kształcie serca to jego sprawka. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że on będzie myślał o mnie w kontekście tego święta.
Palił mnie jego wzrok. Co jakiś czas trącaliśmy się kolanami dla zabawy, a ja nieustannie poprawiałam swój dekolt. Wtedy Hain posyłał mi dość lubieżne spojrzenia, na co spuszczałam głowę i zajmowałam się jedzeniem. Siedzenie naprzeciwko było dość bezpieczne, ale przy okazji pamiątkowych zdjęć brunet dosiadł się do nas. Objęcie mnie ramieniem to nic. Mało nie podskoczyłam, położył mi rękę na kolanie i zjechał aż do uda. Wszystko odbywało się pod stolikiem przy niczego nieświadomych znajomych. Zareagowałam dopiero, gdy zaczął mnie macać po plecach, by strzelić mi stanikiem.
-  Pojebało cię? – syknęłam.
- Feru, teraz rób! – krzyknął brunet i położył mi ręce na biuście.
Efekt na zdjęciu? Jego ucieszona gęba i moja furia. Cudownie.

~#~#~#~

Wieczór udał się fantastycznie. Uwielbiał droczyć się z córką trenera, tak samo jak ją peszyć. Mimo wszystko zależało mu na jej sympatii. Walentynki  były świetną okazją do pokazania, że nam na kimś zależy. Dlatego, gdy zostali sam na sam, postanowił jej wręczyć jeszcze jeden prezent.
Odprowadzał dziewczynę do domu. Tradycyjnie zatrzymali się pod klatką na jeszcze chwilkę rozmowy.
- Zamknij oczy – poprosił, szperając w kieszeni.
- Ale nie będzie bolało?
- Co ty.
Ostrożnie odgarnął jej włosy i zapiął wokół szyi łańcuszek z breloczkiem w postaci piłki do siatkówki.
- Jejku… Jest piękny – oczy szatynki zaświeciły się z radości. – Przyznaj się, ile wydałeś?
- Nieważne. Dla tej miny warto – odparł, głaszcząc jej policzek.
- A ja nic dla ciebie nie mam – spuściła wzrok na ziemię, okręcając w dłoniach kwiat.
- Nie musisz mi nic dawać. Starczy ten wieczór.
Siatkarz przystanął dwa stopnie niżej, ab zrównać się z towarzyszką choć trochę wzrostowo. Objął ją w pasie i oparł głowę o głowę.
- Chociaż… Jeżeli nie będziesz się śmiał… - mruknęła niepewnie.
- Hmm?
- Proszę – wręczyła mu kartkę wyrwaną z notatnika zapisaną drobnym makiem.
- Co to? – chłopak spoglądał na karteluszek w świetle latarni.
- Wiersz. Myślę, że się nadaje na prezent.
- Niestety tutaj nic nie widzę… - zrobił smutną minkę. – Ale dziękuję bardzo, nigdy nie dostałem czegoś takiego. O czym jest?
Niebieskooka przymknęła powieki i po cichu wyrecytowała kilkanaście wersów. Jej głos lekko drżał, a Hain nie mógł wyjść z podziwu nad jej talentem. Wzruszyło go, że zajmował w jej głowie tyle miejsca, żeby znaleźć się w jej wierszu.
- Sto razy piękniejszy niż wszystkie inne prezenty – przyznał, muskając ustami jej czoło, nos i w końcu wargi, lekko szorstkie od mrozu.
- Dobrze, że mój ojciec nie wygląda przez okno – szepnęła.
Kontynuowali pocałunek przy ciszy nocy. Piotrek obdarzał mokrymi śladami całą jej twarz. Poluzował szalik Panasówny, by zająć się też szyją. Czuł jej przyspieszony oddech i bicie serca. Chciał ją mieć tak blisko siebie.
- Bo wiesz… Tak właściwie, to Radzio pojechał do mamy. Mam wolne mieszkanie – rzuciła nieśmiało.
Doskonale zrozumiał jej intencje. Była gotowa zaprosić go na noc, do siebie, do swojego łóżka. Wystawiła go na ciężką próbę, bo jej ciało skutecznie go kusiło. Jednocześnie wiedział, że nie może tego zrobić. Może i zapamiętaliby te walentynki na całe życie, ale szanował tą nieśmiałą młodą kobietkę, stojącą tuż obok.
- Gdybym przyjął zaproszenie, dobrze wiemy, jakby to się skończyło.
- Może tego właśnie chcę? – ledwo dosłyszał ten cichy głosik.
- Ale cała drżysz. Boisz się i to normalne. Wstrzymaj się, bo może spotkasz kogoś odpowiedniejszego niż ja. Nie chcę, żebyś żałowała, rozumiesz?
Spoglądał w te pełne sprzecznych emocji oczy. Chciałby ochronić ją przed wszelkim złem świata, tą uroczą niewinność. Przytulił szatynkę mocno do siebie, gdy zauważył łzy w kącikach jej oczu.
- Nawet faceta na noc nie umiem zaprosić. Jestem beznadziejna – szlochała, cała się trzęsąc.
- Przestań, Martuś, proszę cię. Nie mów tak, bo to kompletne bzdury. Chcę dla ciebie dobrze. W innym wypadku wziąłbym cię w twoim samochodzie zaraz – oznajmił szczerze.
- Eee… w samochodzie? Serio?
- Aż by szyby zaparowały, bejbe – wymruczał jej do ucha, po czym zsunął dłonie na jej pośladki. – Więc mnie już dłużej nie prowokuj.
- Piotrek… - pocałowała go szybko i zniknęła z budynku.

~#~#~#~

Tak niesamowicie szybko mijał czas, gdy miało się tyle atrakcji i miłych zajęć. W końcu zbliżał się dzień mojego wyjazdu. Żal mi było opuścić Olsztyn, zostawiając tatę i chłopaków.
Wraz z jednym z ostatnich dni podjęłam pewną decyzję. Zamierzałam powiedzieć Piotrowi, co do niego czuję i spędzić z nim noc. Moja pewność siebie zaskakiwała mnie samą. Wygrzebałam z walizki granatową marszczoną sukienkę, szare rajstopy i koronkowe majtki.
Aż tata się zdziwił, dlaczego tak się stroję. Odpowiedziałam mu tylko uśmiechem, zapewniając, że zamierzam wyjść na całą noc. Kazał mi uważać na zboczeńców i żebym trzymała się blisko chłopaków z zespołu, jeśli z nimi wychodzę. Tego ostatniego mógł być pewien. Zamierzałam się zastosować.
Okręcałam się przed lustrem, oceniając swój wygląd. Chyba powinnam jakoś na niego zadziałać. Chciałam mu się spodobać, żeby nie mógł mi się oprzeć. Z tym przekonaniem maszerowałam pod blok zawodnika. Zdążyłam posłać SMS do Doroty i Wojtka, by trzymali kciuki.
Przed wejściem na klatkę, zauważyłam dziewczynę szamoczącą się z walizkami. Za nic nie chciały z nią współpracować.
- Złośliwość rzeczy martwych. Może pomóc? – zapytałam, przytrzymując jej drzwi.
- Dzięki wielkie. Szału można dostać! A oczywiście mój facet nie raczy zejść i mi pomóc – wysapała przenosząc powoli torby.
- Nigdy mężczyzn nie ma, jak są potrzebni.
- Właśnie! – uśmiechnęła się do mnie.
- Może wezmę jedną i jakoś razem je dotaszczymy? – zaproponowałam.
- Co ty, nie będę cię wykorzystywać – zaprotestowała blondynka.
- Ja tylko w odwiedziny idę, więc nie ma problemu.
Pokonałyśmy kilkanaście schodków, aż w końcu dziewczyna zatrzymała się na jednym z półpięter. W torebce zagruchotały klucze.
- Mieszkasz tutaj? – spytałam zaskoczona.
- Tak, chyba nie pomyliłam drzwi – zaśmiała się, przekręcając zamek. – Zaraz poznasz tego mojego lenia. W ogóle nawet ci się nie przedstawiłam, Klaudia – wyciągnęła do mnie rękę.
W momencie, gdy uścisnęłam ją ze sztucznym grymasem na kształt uśmiechu, w progu pojawił się wysoki brunet.
- O, a to mój Piotrek.
Doskonale znałam tego chłopaka. Za to pojęcia nie miałam o jego dziewczynie. Nikt ani słowem nie wspomniał. Pewnie świetną mieli zabawę z tym wielkoludem na czele! Fajnie, uwiódł córkę trenera. Założyli się o to? Ile zarobił?
- Marta. Znamy się, bo jestem córką trenera Indykpolu AZS Olsztyn – wykrztusiłam  pomimo ogromu zgorzkniałych myśli.
Powstrzymywałam się przed wykrzyczeniem steku przekleństw i słów złości, zawodu, czy czego tam jeszcze mi nie sprawił. A on? Stał jak to ciele i żadnej reakcji się nie doczekałam. Patrzył, jakby zobaczył ducha. Co, plan nie wypalił? Miałam sobie wyjechać w totalnej nieświadomości, ciesząc cię, że ktoś taki jak on zwrócił na mnie uwagę?
- Ooo, to tym bardziej zapraszam na herbatę i coś słodkiego. Widzisz, ciołku, zamiast ciebie to Marta mi pomogła z tobołami – nadawała blondynka, zupełnie nie zauważając naszych min.
- Dziękuję, ale ja to właściwie wpadłam się pożegnać. Wracam już do Krakowa. Cześć.
Zbiegłam na dół po schodach. Przeklęte czekoladowe oczy. Nic nie powiedział. Nie krzyknął za mną. Nie pobiegł.

~#~#~#~

Pierwsze, co pomyślał o Panasównie, to jak cudownie wyglądała tego wieczoru. Dopiero potem dotarło do niego, że one się spotkały i wszystko było jasne. Domyślał się, że Marta przyszła do niego. Była piękna. Tylko ten ból w jej oczach. Czuł się przeszyty na wskroś.
Klaudia nadawała jak katarynka, jak gdyby nigdy nic. Hain nie miał pojęcia, jak mógłby to wszystko wytłumaczyć. Przecież żadne usprawiedliwienie nie wchodziło w grę. Bolało go serce. Zranił szatynkę, widział to. Była ostatnią osobą, którą mógłby skrzywdzić, a jednak to ona zadał jej najboleśniejszy cios. Jak potoczyłyby się zdarzenia, gdyby nie przyjazd jego dziewczyny?


~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~

Zuuuuuuua Martitta. Wiem :D Ale no, to najlepszy odcinek tej historii nieprawdaż? :D
Nie bójcie się, smutno też mi było, gdy pisałam. Wyżyłam się i wyrzuciłam wszystkie złe emocje.
Tacy ci faceci okropni ;)

Pozdrawiam


7 komentarzy:

  1. Rozdział zajebisty. Ale no...nie spodziewałam się tego po nim..;/ I to byłoby na tyle jeśli chodzi o mój komentarz, bo dalej jestem w szoku...

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny :) Ale, że Piotrek tak postąpił z Martą no nie ładnie ;p Kto by pomyślał :D Za to Dorota i Wojtek idealnie dobrana para.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ten Piotrek wgl odpierdala? No idiota no.
    Super rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No proszę, a tak go lubiłam!
    Niezłe ziółko z niego wyszło, dobrze chociaż, że powstrzymał się przed pójściem dalej, bo bym kompletnie szacunek straciła...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem w mega szoku;o najpierw romantyczna randka, a potem takie coś;/ Boże jaki z niego dupek! I masz rację, większość takich na tym świecie;/ czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie no, ja mu przecież coś zrobię, i to w błyskawicznym tempie! Jak można tak fingować, kłamać, oszukiwać? Piotruś, nie spodziewałam się, nie po tobie! Jak na mój gust o Panasównie może już zapomnieć, bo zranił ją w najgorszy możliwy sposób. Jak długo miał zamiar tak mydlić oczy i jej, i swojej dziewczynie? Zgubił mózg? Cholera, wytrącił mnie po prostu z równowagi. A tak go lubiłam, jego słodkość pomieszaną ze sprośnym humorem. Hain, zrób coś i nawróć się w moich oczach. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. O nie Piotrek! Już mi do kąta i na karnego jeżyka na najbliższe ćwierć wieku! Co to ma być ja się pytam?! Taki był kochany, taki uroczy, taki milutki - a tu proszę jakie diablisko z niego wyszło. Biedna Marta :( Ale oj coś mi się zdaję, że Piotruś szybko tego pożałuje, bardzo szybko! Pozdrawiam kochana :*

    OdpowiedzUsuń