sobota, 20 kwietnia 2013

Six players



                Najlepszy poranek to ten, gdy obudzi człowieka zapach kawy i świeżych bułek. Piotr przeciągnął się leniwie, gładząc puste miejsce obok siebie. Jeszcze godzinę temu dziewczyna leżała spokojnie obok niego. Nawet w jego koszulce wyglądała uroczo, niczym w koszuli nocnej.
- Hej – wychrypiał, wchodząc do kuchni.
Na stole czekały na niego kanapki wraz z parującym napojem w kubku.
- Cześć – odpowiedziała, odwracając się od lodówki. – Wybacz, że tak się porządziłam.
- Co ty, aż za dobrze mam z tobą – uśmiechnął się, gryząc bułkę, a kilka okruszków spadło na talerz.
- Mogłam coś zrobić dla ciebie przynajmniej. Pójdę się przebrać.
Siatkarz odprowadził szatynkę wzrokiem. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, iż ta na niego działa. Każdy skrawek jej odsłoniętego ciała.
Dobrze wiedział, że nie jest jej obojętny. Wczorajsze gesty Panasówny, zachowanie. Nie protestowała na pocałunki, angażowała się w ich zbliżenie. Gdyby tylko chciał, znaleźliby się nago w jego pościeli. Hain miał świadomość o uległości towarzyszki i słabości do niego, dlatego nie chciał jej wykorzystać. Jakby się Marta poczuła dziś rano? Dopiero co zapewnił jej namiastkę fizycznej bliskości, więc nie zamierzał się zapędzać.
Jak bardzo nie miałby ochoty na seks, nie mógł jej skrzywdzić. Nie wybaczyłby sobie zniszczenia uczuć i psychiki dziewczyny. Chciał ją nauczyć uczucia bez pożądania w roli głównej, czegoś więcej niż pójścia do łóżka. Jej uśmiech tak bardzo go cieszył. Pod odrobiną uwagi, troski i ciepła rozkwitała jak kwiat, odsłaniała wewnętrzną część siebie. Wczoraj jej twarz pachniała jego kremem, a on poczuł się, jakby znaczył teren.
- Nie chcę, żeby tato się martwił, więc będę się już zbierać – usłyszał za plecami.
- Zjedz coś, a potem cię odwiozę – obrócił głowę w stronę właścicielki głosu.
- A może odprowadzisz? Dłużej pobędę z tobą, blisko…
Szatynka wyraźnie skrępowała się swoją wypowiedzią, po czym zajęła się jedzeniem śniadania. Do szklanki nalała sobie zimnego mleka. Środkowemu podobały się rumieńce na jej twarzy, a wcześniejsze wyznanie bardzo go cieszyło.
Śnieg grubą warstwą zalegał od kilku dni na olsztyńskich ulicach i chodnikach. Wąską odgarniętą ścieżką dreptały dwie postacie w kurtkach, pochłonięte rozmową. Chłopak poznał punkt widzenia krakowianki na siatkówkę i mecze. Dużo rozumiała, jak na kogoś nie grającego na poważnie. Wyjaśniał jej to, o co go pytała, uzupełniając jej wiedzę.
- Jesteśmy na miejscu. To do zobaczenia na treningu – chciała się żegnać.
- Tak, tak…
- Nie masz co się teraz łamać. Przeżyjecie to wszyscy razem – przytuliła go lekko.
Brunet z kolei wzmocnił uścisk, lekko ją podnosząc i stawiając na murku po wejściem na klatkę. Dziewczyna miała za plecami szorstką ścianę, a tuż przed sobą twarz towarzysza.
- Piotrek…
- Wybacz, ale czuję się w obowiązku – odpowiedział a chwilę później kolejny raz złączył ich usta ze sobą.
Nie obchodziło go,  ilu ludzi ich zobaczy, co powiedzą i komu. Nic nie mógł poradzić, że usta Marty stawały się uzależnieniem. W końcu udało mu się wtargnąć językiem między jej kształtne wargi. Uwielbiał ją zaskakiwać i czuć, jak Panasówna próbuje opanować sytuację, bardzo szybko ucząc się, o co we wszystkim chodzi. Teraz zaczepiał jej język ostrożnie ocierający się o jego.
Francuski pocałunek to było kompletnie coś nowego dla szatynki. Ponownie czuła się oszołomiona doznaniami. Nie spodziewała się przeżyć tych cudownych chwil pod blokiem ojca. Trzymała się mocno siatkarza, żeby nie upaść.
- Ja pierdole – wyszeptała, na co on roześmiał się szczerze.
- Jesteś niemożliwa.
- Nie wiedziałam, że to takie uczucie… Jak ja mam teraz wrócić do mieszkania?
- To było w ramach lekcji. Trzeba się rozwijać – mrugnął do niej i udał się w drogę powrotną. Tak naprawdę obojgu serca łomotały jeszcze dobre kilkanaście minut.

~#~#~#~

                W mieszkaniu czekało mnie szykowanie drugiego śniadania, bo Radzio postanowił pospać sobie dłużej, gdyż powitały mnie zasłonięte okna. Po cichu zrobiłam posiłek i ułożyłam na tacy. Zapukałam cicho do drzwi sypialni.
Półmrok spowijał pomieszczenie, włącznie z zarysem męskiej sylwetki na łóżku. Popaprana wyobraźnia podsunęła wizję jakiejś kobiety u boku ojca, ale natychmiast ją wyparłam.
- Dzień dobry – trąciłam trenerskie ramię.
Zaspane oczy spojrzały na mnie niemrawo. Odsunęłam jedną zasłonę, wpuszczając trochę dziennego światła. Potem ustawiłam tacę na kolanach rodziciela, który zdążył przybrać pozycję półsiedzącą.
- Tak wcześnie wróciłaś? – spytał.
- Jak widać nie uprawiałam dzikiego seksu do rana, skoro się wyspałam – rzuciłam, opuszczając pomieszczenie.

~#~#~#~

Nad ranem poczuła, iż dłonie Ferensa jeździły z góry na dół po jej nogach. Wyskoczyła jej lekka gęsia skórka, ale było przyjemnie. Całą noc siatkarz spał i przytulał się do niej jak dziecko. Gdzieś po 9 poczochrała jego fryzurę. Krótkie miękkie włosy stroszyły się lekko po zabiegach dziewczyny. Po chwili wpatrywały się w nią dwie niebiesko-szare tęczówki.
- Dzień dobry – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Dzień dobry. Widzę, że znalazłaś sobie niezłą zabawę – blondyn zrównał się z nią twarzą.
- Śmiesznie się układały.
- A twoje nie będą? – spytał z podejrzliwym uśmiechem, po czym potargał ręką jej kosmyki.
- Eej!
- No co? Oko za oko – odparł chłopak, wzruszając ramionami.
- A dupa za pieniądze, wstawaj! – zerwała kołdrę z łóżka.
- Doris – jęknął.
- Nie dorisuj mi tu teraz, tylko zbieraj dupę. Trening masz popołudniu.
- Znowu jesteś taka ostra i władcza, lubię to – wymruczał przyjmujący, podchodząc do dziewczyny. Złapał dłońmi za jej pośladki.
- Wiem, co ci chodzi po głowie, ale nie mamy czasu. Zresztą, zgłoś się jak zasłużysz – wytknęła język i poszła do kuchni.

~#~#~#~

Trening nie należał do najprzyjemniejszych pod względem atmosfery, bowiem w powietrzu wisiało przygnębienie. Radosław postawił na szczerość, analizę błędów i trochę słownej motywacji. Krzyk mógł pomóc w czasie meczu, ale nie teraz. Nie trzeba krzyczeć, żeby coś dotarło do głów zgromadzonych wokół niego.
Pozwolił się każdemu wypowiedzieć. Końcowa część treningu to była właściwie dyskusja. W końcu atmosfera zelżała, a wszyscy zostawili ciężar porażki za sobą.
- A gdzie Marta? – zainteresowali się w końcu brakiem pomocnicy ostatnich dni.
- Nie mam pojęcia. Miała iść do jakiejś fundacji, coś takiego…
Po chwili do sali wparowała szatynka, prowadząc za sobą kilkunastu maluchów. Dzieci niepewnie stanęły obok niej, bojąc się iść dalej.
- Kochani, chłopcy nie gryzą. Dajcie im rysunki, na pewno się ucieszą – zachęcała.
Niebawem każdy z siatkarzy został obdarowany malukiem ze swoją podobizną i nie tylko. Okazało się, że to podopieczni Domu Dziecka, a ich marzeniem było spotkanie z zespołem. Panasówna pomogła im je spełnić. Radość na drobnych twarzyczkach malowała się, widoczna gołym okiem. Jak może serce nie zmięknąć na taki widok? Dziewczyna cieszyła się szczęściem tych dzieci, wiedząc, że chociaż w mały sposób zmieniła ich nieszczęśliwy los. Każda pozytywna iskierka napawała nadzieją.

~#~#~#~

Te dzieci były takie kochane. Gdy tylko zjawiłam się w placówce, otoczyły mnie z każdej strony. Wyraziłam dyrektorce chęć pomocy, spędziłam z nimi trochę czasu, a potem uzgodniliśmy szczegóły wyjścia z zainteresowaną grupką. Wszystko szczęśliwie doszło do skutku, a zdjęciom, zabawom i wygłupom z siatkarzami nie było końca. Nawzajem sobie pomogli w trudnej sytuacji i poprawili nastroje. Jedni poznali mniej kolorowe sytuacje życiowe, a drudzy dowiedzieli się, że wszystko jest możliwe.
- Córciu, jestem pod wrażeniem.
Ojciec objął mnie ramieniem i patrzył na podopiecznych. Piotrek aktualnie robił wszystkim zdjęcia. Nie omieszkał sfotografować także nas. Potem odwdzięczyłam mu się sesją, gdy dopadło go kilkoro dzieci, wchodząc na kolana i ramiona. Nie miał z nimi szans. Posłusznie spełniał rolę drabinki do wspinania. Nawet przewoził na plecach co lżejsze maluchy.
Już nie wiedziałam, co o nim myśleć. Pocałunki, spędzanie wolnego czasu, jego zachowanie. Coraz częściej myślałam o tym wielkoludzie. Czy to wszystko znaczyło dla niego tyle samo, co dla mnie? W końcu pewnie miał dużo koleżanek, przyjaciółek. Kobiety niewątpliwie go lubiły.
W przyszłym tygodniu musiałam wracać do Krakowa na drugi semestr studiów. To tym bardziej komplikowało sprawę, jeśli faktycznie się zakochałam w zielonym szaleńcu. Wojtek miał chyba frajdę z obserwowania nas i próbowania zwęszenia czegoś więcej. Chciał się odwdzięczyć za swatanie? Pogroziłam mu palcem, gdy zaczął poruszać dziko brwiami i strzelać głupie miny.
- Dobrze ty się czujesz? – szturchnęłam go.
- Sprawcie sobie z Piterem takiego malucha, dobrze wam dzisiaj szło. Do twarzy wam – szczerzył się do mnie, jednocześnie niosąc na barana 5-letniego chłopca.
- Żarty to się ciebie trzymają.
- Przecież się w nim zakochałaś – oznajmił, a ja aż zesztywniałam.
Wpatrywałam się zszokowana w przyjmującego. Jak gdyby nigdy nic, uśmiechał się i zabawiał dzieci.
- Wydaje ci się. Niedługo wyjeżdżam. Mam dobrego znajomego Turka – próbowałam wybrnąć.
- Przecież on tak zabiega o twoją uwagę. Powiedz mu, co czujesz i już.
- Pewnie zawsze tak świruje przy dziewczynach – uśmiechnęłam się niemrawo.
Opiekunki powoli zbierały dzieci w grupkę, szykując je do powrotu. Pomogłam okiełznać małe stworki, które wracały z wycieczki zadowolone.

                                 ~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~


Nie przywiązujcie się moje drogie, bo długie nie będzie ;) Postawiłam na konkrety.
Jak wam się podoba akcja? :)

Tydzień temu zakończyłam swoje inne opowiadanie i chciałam podziękować za wszystkie komentarze zostawione pod ostatnim odcinkiem, bo prawie się przez was popłakałam. Naprawdę.
Tyle miłych słów, ciepła, podziękowań dla mnie. Nie mogę uwierzyć.
Największa nagroda dla mnie, że sprawiałam wam radość moim pisaniem. Dzięki serdecznie dzióbki :*

A w Krakowie dzisiaj pochmurno :( Od poniedziałku Martitta wyrusza na praktyki geologiczne z kompanem młotkiem ;)

A dzisiaj poznamy nowego Mistrza Polski :) Może nie całkiem nowego? :P

Pozdrawiam

5 komentarzy:

  1. hahahhaha musi sobie zasłużyć, a co :D z Doris to nie ma łatwo :D i jeszcze ta dupa za pieniądze :D Wojtuś normalnie zgorszony będzie :D hahhaha Hain :D z tego to też niezły numer :D cię tam zmaca, zaślini i se pójdzie, mamut turecki jeden :D Ale za to jaki mamut :D HA! I ten MIszcz to wcale nie taki nowy :D I bardzo, kurna, dobrze :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Upss..ja już się do tego przywiązałam :)
    A Ferens jak się okazuje nie taki głupi jakiego udaje ;D Jakoś nie wierzę, że ona tak po prostu wyjedzie i koniec. W ich przypadku to chyba nie jest możliwe. ;D W ogóle to ciekawa sytuacja jest między nimi xD
    Jak zwykle strasznie ciekawa jestem, co dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę, proszę, jaki kochany i wrażliwy na uczucia innych Hain. :D Kto by się tego po nim spodziewał?
    I gdzie w końcu te praktyki?! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nananana Panasówna się zakochała i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że i ona nie jest obojętna dla Piotrka, a te jego lekcje z pewnością jej się podobają! Wojtek za to gra mi tutaj takiego lekko postrzelonego, ale za to niezwykle uroczego i troskliwego, Anioła Stróża. Mam nadzieję, że wszystko wszystkim będzie się układać po ich myśli i nawet wyjazd Marty do Krakowa niczego nie zachwieje. Bo nie wprowadzisz mi tu dramaturgii, prawda?! Pozdrawiam kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra nadrabiam zaległości,a to nie łatwe. Więc wybacz takie opóźnienie. Super, że Marta i Piotrek mają dobry kontakt. A jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że Piotrek nie chce miłości opartej tylko i wyłącznie na seksie. To jest bardzo dobre z jego strony. Jestem z niego dumna :). Co do Doroty i Wojtka to oni są zupełnym przeciwieństwem, ale również miło się o nich czyta.
    Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam.
    Lady Spark

    OdpowiedzUsuń