Najlepszy
poranek to ten, gdy obudzi człowieka zapach kawy i świeżych bułek. Piotr
przeciągnął się leniwie, gładząc puste miejsce obok siebie. Jeszcze godzinę
temu dziewczyna leżała spokojnie obok niego. Nawet w jego koszulce wyglądała uroczo,
niczym w koszuli nocnej.
- Hej – wychrypiał, wchodząc do
kuchni.
Na stole czekały na niego kanapki
wraz z parującym napojem w kubku.
- Cześć – odpowiedziała,
odwracając się od lodówki. – Wybacz, że tak się porządziłam.
- Co ty, aż za dobrze mam z tobą
– uśmiechnął się, gryząc bułkę, a kilka okruszków spadło na talerz.
- Mogłam coś zrobić dla ciebie
przynajmniej. Pójdę się przebrać.
Siatkarz odprowadził szatynkę
wzrokiem. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, iż ta na niego działa. Każdy
skrawek jej odsłoniętego ciała.
Dobrze wiedział, że nie jest jej
obojętny. Wczorajsze gesty Panasówny, zachowanie. Nie protestowała na
pocałunki, angażowała się w ich zbliżenie. Gdyby tylko chciał, znaleźliby się
nago w jego pościeli. Hain miał świadomość o uległości towarzyszki i słabości
do niego, dlatego nie chciał jej wykorzystać. Jakby się Marta poczuła dziś
rano? Dopiero co zapewnił jej namiastkę fizycznej bliskości, więc nie zamierzał
się zapędzać.
Jak bardzo nie miałby ochoty na
seks, nie mógł jej skrzywdzić. Nie wybaczyłby sobie zniszczenia uczuć i
psychiki dziewczyny. Chciał ją nauczyć uczucia bez pożądania w roli głównej,
czegoś więcej niż pójścia do łóżka. Jej uśmiech tak bardzo go cieszył. Pod
odrobiną uwagi, troski i ciepła rozkwitała jak kwiat, odsłaniała wewnętrzną
część siebie. Wczoraj jej twarz pachniała jego kremem, a on poczuł się, jakby
znaczył teren.
- Nie chcę, żeby tato się
martwił, więc będę się już zbierać – usłyszał za plecami.
- Zjedz coś, a potem cię odwiozę
– obrócił głowę w stronę właścicielki głosu.
- A może odprowadzisz? Dłużej
pobędę z tobą, blisko…
Szatynka wyraźnie skrępowała się
swoją wypowiedzią, po czym zajęła się jedzeniem śniadania. Do szklanki nalała
sobie zimnego mleka. Środkowemu podobały się rumieńce na jej twarzy, a
wcześniejsze wyznanie bardzo go cieszyło.
Śnieg grubą warstwą zalegał od
kilku dni na olsztyńskich ulicach i chodnikach. Wąską odgarniętą ścieżką
dreptały dwie postacie w kurtkach, pochłonięte rozmową. Chłopak poznał punkt
widzenia krakowianki na siatkówkę i mecze. Dużo rozumiała, jak na kogoś nie
grającego na poważnie. Wyjaśniał jej to, o co go pytała, uzupełniając jej
wiedzę.
- Jesteśmy na miejscu. To do
zobaczenia na treningu – chciała się żegnać.
- Tak, tak…
- Nie masz co się teraz łamać.
Przeżyjecie to wszyscy razem – przytuliła go lekko.
Brunet z kolei wzmocnił uścisk,
lekko ją podnosząc i stawiając na murku po wejściem na klatkę. Dziewczyna miała
za plecami szorstką ścianę, a tuż przed sobą twarz towarzysza.
- Piotrek…
- Wybacz, ale czuję się w
obowiązku – odpowiedział a chwilę później kolejny raz złączył ich usta ze sobą.
Nie obchodziło go, ilu ludzi ich zobaczy, co powiedzą i komu.
Nic nie mógł poradzić, że usta Marty stawały się uzależnieniem. W końcu udało
mu się wtargnąć językiem między jej kształtne wargi. Uwielbiał ją zaskakiwać i
czuć, jak Panasówna próbuje opanować sytuację, bardzo szybko ucząc się, o co we
wszystkim chodzi. Teraz zaczepiał jej język ostrożnie ocierający się o jego.
Francuski pocałunek to było
kompletnie coś nowego dla szatynki. Ponownie czuła się oszołomiona doznaniami.
Nie spodziewała się przeżyć tych cudownych chwil pod blokiem ojca. Trzymała się
mocno siatkarza, żeby nie upaść.
- Ja pierdole – wyszeptała, na co
on roześmiał się szczerze.
- Jesteś niemożliwa.
- Nie wiedziałam, że to takie
uczucie… Jak ja mam teraz wrócić do mieszkania?
- To było w ramach lekcji. Trzeba
się rozwijać – mrugnął do niej i udał się w drogę powrotną. Tak naprawdę obojgu
serca łomotały jeszcze dobre kilkanaście minut.
~#~#~#~
W
mieszkaniu czekało mnie szykowanie drugiego śniadania, bo Radzio postanowił
pospać sobie dłużej, gdyż powitały mnie zasłonięte okna. Po cichu zrobiłam
posiłek i ułożyłam na tacy. Zapukałam cicho do drzwi sypialni.
Półmrok spowijał pomieszczenie,
włącznie z zarysem męskiej sylwetki na łóżku. Popaprana wyobraźnia podsunęła
wizję jakiejś kobiety u boku ojca, ale natychmiast ją wyparłam.
- Dzień dobry – trąciłam
trenerskie ramię.
Zaspane oczy spojrzały na mnie
niemrawo. Odsunęłam jedną zasłonę, wpuszczając trochę dziennego światła. Potem
ustawiłam tacę na kolanach rodziciela, który zdążył przybrać pozycję
półsiedzącą.
- Tak wcześnie wróciłaś? –
spytał.
- Jak widać nie uprawiałam
dzikiego seksu do rana, skoro się wyspałam – rzuciłam, opuszczając
pomieszczenie.
~#~#~#~
Nad ranem poczuła, iż dłonie
Ferensa jeździły z góry na dół po jej nogach. Wyskoczyła jej lekka gęsia
skórka, ale było przyjemnie. Całą noc siatkarz spał i przytulał się do niej jak
dziecko. Gdzieś po 9 poczochrała jego fryzurę. Krótkie miękkie włosy stroszyły
się lekko po zabiegach dziewczyny. Po chwili wpatrywały się w nią dwie
niebiesko-szare tęczówki.
- Dzień dobry – wyszczerzyła zęby
w uśmiechu.
- Dzień dobry. Widzę, że znalazłaś
sobie niezłą zabawę – blondyn zrównał się z nią twarzą.
- Śmiesznie się układały.
- A twoje nie będą? – spytał z
podejrzliwym uśmiechem, po czym potargał ręką jej kosmyki.
- Eej!
- No co? Oko za oko – odparł
chłopak, wzruszając ramionami.
- A dupa za pieniądze, wstawaj! –
zerwała kołdrę z łóżka.
- Doris – jęknął.
- Nie dorisuj mi tu teraz, tylko
zbieraj dupę. Trening masz popołudniu.
- Znowu jesteś taka ostra i
władcza, lubię to – wymruczał przyjmujący, podchodząc do dziewczyny. Złapał
dłońmi za jej pośladki.
- Wiem, co ci chodzi po głowie,
ale nie mamy czasu. Zresztą, zgłoś się jak zasłużysz – wytknęła język i poszła
do kuchni.
~#~#~#~
Trening nie należał do
najprzyjemniejszych pod względem atmosfery, bowiem w powietrzu wisiało
przygnębienie. Radosław postawił na szczerość, analizę błędów i trochę słownej
motywacji. Krzyk mógł pomóc w czasie meczu, ale nie teraz. Nie trzeba krzyczeć,
żeby coś dotarło do głów zgromadzonych wokół niego.
Pozwolił się każdemu
wypowiedzieć. Końcowa część treningu to była właściwie dyskusja. W końcu
atmosfera zelżała, a wszyscy zostawili ciężar porażki za sobą.
- A gdzie Marta? – zainteresowali
się w końcu brakiem pomocnicy ostatnich dni.
- Nie mam pojęcia. Miała iść do
jakiejś fundacji, coś takiego…
Po chwili do sali wparowała
szatynka, prowadząc za sobą kilkunastu maluchów. Dzieci niepewnie stanęły obok
niej, bojąc się iść dalej.
- Kochani, chłopcy nie gryzą.
Dajcie im rysunki, na pewno się ucieszą – zachęcała.
Niebawem każdy z siatkarzy został
obdarowany malukiem ze swoją podobizną i nie tylko. Okazało się, że to
podopieczni Domu Dziecka, a ich marzeniem było spotkanie z zespołem. Panasówna
pomogła im je spełnić. Radość na drobnych twarzyczkach malowała się, widoczna
gołym okiem. Jak może serce nie zmięknąć na taki widok? Dziewczyna cieszyła się
szczęściem tych dzieci, wiedząc, że chociaż w mały sposób zmieniła ich
nieszczęśliwy los. Każda pozytywna iskierka napawała nadzieją.
~#~#~#~
Te dzieci były takie kochane. Gdy
tylko zjawiłam się w placówce, otoczyły mnie z każdej strony. Wyraziłam
dyrektorce chęć pomocy, spędziłam z nimi trochę czasu, a potem uzgodniliśmy
szczegóły wyjścia z zainteresowaną grupką. Wszystko szczęśliwie doszło do
skutku, a zdjęciom, zabawom i wygłupom z siatkarzami nie było końca. Nawzajem
sobie pomogli w trudnej sytuacji i poprawili nastroje. Jedni poznali mniej
kolorowe sytuacje życiowe, a drudzy dowiedzieli się, że wszystko jest możliwe.
- Córciu, jestem pod wrażeniem.
Ojciec objął mnie ramieniem i
patrzył na podopiecznych. Piotrek aktualnie robił wszystkim zdjęcia. Nie
omieszkał sfotografować także nas. Potem odwdzięczyłam mu się sesją, gdy
dopadło go kilkoro dzieci, wchodząc na kolana i ramiona. Nie miał z nimi szans.
Posłusznie spełniał rolę drabinki do wspinania. Nawet przewoził na plecach co
lżejsze maluchy.
Już nie wiedziałam, co o nim
myśleć. Pocałunki, spędzanie wolnego czasu, jego zachowanie. Coraz częściej
myślałam o tym wielkoludzie. Czy to wszystko znaczyło dla niego tyle samo, co
dla mnie? W końcu pewnie miał dużo koleżanek, przyjaciółek. Kobiety niewątpliwie
go lubiły.
W przyszłym tygodniu musiałam
wracać do Krakowa na drugi semestr studiów. To tym bardziej komplikowało
sprawę, jeśli faktycznie się zakochałam w zielonym szaleńcu. Wojtek miał chyba
frajdę z obserwowania nas i próbowania zwęszenia czegoś więcej. Chciał się
odwdzięczyć za swatanie? Pogroziłam mu palcem, gdy zaczął poruszać dziko brwiami
i strzelać głupie miny.
- Dobrze ty się czujesz? –
szturchnęłam go.
- Sprawcie sobie z Piterem
takiego malucha, dobrze wam dzisiaj szło. Do twarzy wam – szczerzył się do
mnie, jednocześnie niosąc na barana 5-letniego chłopca.
- Żarty to się ciebie trzymają.
- Przecież się w nim zakochałaś –
oznajmił, a ja aż zesztywniałam.
Wpatrywałam się zszokowana w
przyjmującego. Jak gdyby nigdy nic, uśmiechał się i zabawiał dzieci.
- Wydaje ci się. Niedługo
wyjeżdżam. Mam dobrego znajomego Turka – próbowałam wybrnąć.
- Przecież on tak zabiega o twoją
uwagę. Powiedz mu, co czujesz i już.
- Pewnie zawsze tak świruje przy
dziewczynach – uśmiechnęłam się niemrawo.
Opiekunki powoli zbierały dzieci
w grupkę, szykując je do powrotu. Pomogłam okiełznać małe stworki, które
wracały z wycieczki zadowolone.
~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~#~
Nie przywiązujcie się moje drogie, bo długie nie będzie ;) Postawiłam na konkrety.
Jak wam się podoba akcja? :)
Tydzień temu zakończyłam swoje inne opowiadanie i chciałam podziękować za wszystkie komentarze zostawione pod ostatnim odcinkiem, bo prawie się przez was popłakałam. Naprawdę.
Tyle miłych słów, ciepła, podziękowań dla mnie. Nie mogę uwierzyć.
Największa nagroda dla mnie, że sprawiałam wam radość moim pisaniem. Dzięki serdecznie dzióbki :*
A w Krakowie dzisiaj pochmurno :( Od poniedziałku Martitta wyrusza na praktyki geologiczne z kompanem młotkiem ;)
A dzisiaj poznamy nowego Mistrza Polski :) Może nie całkiem nowego? :P
Pozdrawiam
hahahhaha musi sobie zasłużyć, a co :D z Doris to nie ma łatwo :D i jeszcze ta dupa za pieniądze :D Wojtuś normalnie zgorszony będzie :D hahhaha Hain :D z tego to też niezły numer :D cię tam zmaca, zaślini i se pójdzie, mamut turecki jeden :D Ale za to jaki mamut :D HA! I ten MIszcz to wcale nie taki nowy :D I bardzo, kurna, dobrze :D
OdpowiedzUsuńUpss..ja już się do tego przywiązałam :)
OdpowiedzUsuńA Ferens jak się okazuje nie taki głupi jakiego udaje ;D Jakoś nie wierzę, że ona tak po prostu wyjedzie i koniec. W ich przypadku to chyba nie jest możliwe. ;D W ogóle to ciekawa sytuacja jest między nimi xD
Jak zwykle strasznie ciekawa jestem, co dalej ;)
No proszę, proszę, jaki kochany i wrażliwy na uczucia innych Hain. :D Kto by się tego po nim spodziewał?
OdpowiedzUsuńI gdzie w końcu te praktyki?! :D
Nananana Panasówna się zakochała i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że i ona nie jest obojętna dla Piotrka, a te jego lekcje z pewnością jej się podobają! Wojtek za to gra mi tutaj takiego lekko postrzelonego, ale za to niezwykle uroczego i troskliwego, Anioła Stróża. Mam nadzieję, że wszystko wszystkim będzie się układać po ich myśli i nawet wyjazd Marty do Krakowa niczego nie zachwieje. Bo nie wprowadzisz mi tu dramaturgii, prawda?! Pozdrawiam kochana :*
OdpowiedzUsuńDobra nadrabiam zaległości,a to nie łatwe. Więc wybacz takie opóźnienie. Super, że Marta i Piotrek mają dobry kontakt. A jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że Piotrek nie chce miłości opartej tylko i wyłącznie na seksie. To jest bardzo dobre z jego strony. Jestem z niego dumna :). Co do Doroty i Wojtka to oni są zupełnym przeciwieństwem, ale również miło się o nich czyta.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam.
Lady Spark